18 kwietnia 2020

Rozdział 2


14 grudnia 1980
            Remus nie zdążył wejść do domu Potterów, a już poczuł, jak Lily go obejmowała. Chwilę później odsunęła się na długość ramion i zlustrowała go uważnie.
            – Wyglądasz strasznie – stwierdziła. – Wejdź, zjesz coś…
            – Nie, Lily, nie trzeba. Chcę zobaczyć Rose. Tylko tyle.
            – Jest na górze. W naszej sypialni.
            Remus minął ją bez słowa i wbiegł na piętro. Doskonale znał rozkład domu Potterów, w końcu sam pomagał przy remoncie, gdy wprowadzało się tu młode małżeństwo. Wszedł do sypialni i znalazł tymczasowe łóżeczko, w którym spała jego dwutygodniowa córeczka.
            – Witaj, fleurette – powiedział, biorąc ją na ręce. Była taka maleńka, taka niewinna. – Zostaliśmy sami, wiesz? Ale niczym się nie martw. Tatuś tu jest. Tatuś cię kocha. Wszystko się ułoży, obiecuję.
~ * ~
            Grudzień 1979
            Dyżury w Kwaterze Głównych rzadko należały do interesujących… na szczęście. Każde większe wydarzenie oznaczało starcie ze śmierciożercami, a nie wszystkim było do tego spieszno.
            Remus Lupin otarł pot z czoła, po czym wrócił do lektury. Odkąd przez czterema laty jego ojciec, po tragicznej śmierci żony, zdecydował się na powrót do Francji, jedynie literatura dawała Remusowi okazję do obcowania z ojczystym językiem. Zawsze tak myślał o francuskim, chociaż spędził w Anglii niemal całe życie. Mimo to angielski zawsze traktował jako drugi język, pomocniczy. W domu z rodzicami rozmawiał po francusku, nawet po tym, jak w jego życiu pojawił się przyrodni brat. Ale Sturgis nie był rozmowny. Angielskiego używał tyle, co u swoich mugolskich dziadków, bądź bawiąc się z nielicznymi dziećmi z sąsiedztwa. Z perspektywy lat było mu trochę wstyd, jak słabo mówił w języku Szekspira, gdy po raz pierwszy zjawił się w Hogwarcie. Dlaczego ojciec nie wysłał go do Beauxbatons, francuskiej szkoły magii? Nie wiedział. Zakładał, że to była decyzja jego matki, ale nigdy o to nie pytał. Bo i po co? W Hogwarcie odnalazł przyjaźń.
            Czytając o kolejnych przygodach muszkieterów, kątem oka dostrzegł ruch z prawej strony. Jedynie lekki uśmiech mógłby być oznaką, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ktoś go obserwuje. Wziął głębszy oddech, a wyczulony nos wychwycił zapach młodej dziewczyny. Z trudem powstrzymał się od przymknięcia oczu – w końcu obiecał sobie, że uda, że nie orientuje się w sytuacji.
            Przewrócił stronę, nie przerywając czytania, jednocześnie pozostałymi zmysłami skanując otoczenie. Na leżącym na podłodze dywanie nie słychać było kroków, ale znajdująca się pod nim podłoga odpowiadała na nie cichym, niemal niesłyszalnym jękiem. Niesłyszalnym rzecz jasna jedynie dla ludzkiego ucha.
            Remus zdawał sobie sprawę z tego, że znajdująca się za nim osoba podchodzi coraz bliżej, ale nie reagował. Jeszcze nie czas. Ruszył się dopiero, gdy podeszła na tyle blisko, że niemal czuł na karku jej oddech. Błyskawicznie zamknął książkę, a prawym ramieniem złapał napastnika i pociągnął do przodu. Po chwili w dziwacznej pozycji – z górną częścią ciała na kolanach Lupina i nogami wierzgającymi obok jego głowy – wylądowała dziewiętnastoletnia blondynka o lekko zarumienionej od wysiłku twarzy. Chłopak uśmiechnął się do niej z udawaną kpiną.
            – Amelio Emily Roberts, naprawdę myślałaś, że zdołasz podejść wilkołaka? – zapytał, unosząc do góry brew.
            – Kiedyś mi się uda – obiecała, przymierzając się do zmiany pozycji.
            Wspólnymi siłami udało im się posadzić dziewczynę na kolanach Remusa. Korzystając z okazji Lupin objął ją i pocałował.
            – Ile ja razy już to słyszałem… – mruknął, gdy długie palce Amelii gładziły go po policzku. – Nie jesteś ani pierwsza, ani, jak podejrzewam, ostatnia.
            – Czy powinnam się tym martwić? Już się znudziłeś?
            Remus tylko roześmiał się, po czym wstał, wciąż trzymając w ramionach dziewczynę. Okręcił się kilka razy wokół własnej osi, a śmiechy dwojga zakochanych zmieszały się ze sobą.
            – Nadal nie mogę uwierzyć, że mnie tak łatwo podnosisz – powiedziała Amelia, gdy już stanęła pewnie na podłodze. – Ale powiedz, kiedy najłatwiej cię podejść. Kiedy bym nie próbowała, to zawsze mnie słyszysz. To niesprawiedliwe.
            Remus uśmiechnął się tylko i wrócił na fotel.
            – Rem, proszę.
            – I miałbym wytrącić sobie z ręki broń? Jak chcesz móc kogoś łatwo podejść to poszukaj sobie chłopaka, który nie ma aż tak dobrych zmysłów. Prosty przepis.
            Amelia skrzyżowała ręce, a zrobiła pełną irytacji minę.
            – Nie chcę innego. Chcę ciebie, już mówiłam – powiedziała, ponownie siadając chłopakowi na kolanach.
            – W takim razie chyba będziesz musiała pogodzić się z porażką.
            – Nigdy – oświadczyła, po czym pocałowała ukochanego.
Najpierw raz, delikatnie. Potem drugi raz, już bardziej natarczywie. Czuła, jak ramiona Remusa ciasno oplatają ją w talii, a lewa dłoń wczepia w związane w warkocz blond włosys. Sama nie pozostała mu dłużna, gładząc najpierw lekko zarośnięty policzek, potem szyję. Prawa dłoń Lupina najpierw manewrowała w okolicy jej talii, po czym zaczęła zjeżdżać w dół. Dotarła do kolana, gdy w pomieszczeniu rozległo się znaczące chrząknięcie.
– Kwatera to nie miejsce na amory – oschły głos przeciął powietrze niczym bicz.
Amelia zaczęła się wycofywać, ale Remus ją przytrzymał. Odetchnął głęboko, odchrząknął i dopiero wtedy się odezwał, jak gdyby nigdy nic:
– Cześć, Sturg. Dawno się nie odzywałeś.
– Daruj sobie. Moglibyście zachować choć trochę przyzwoitości – wycedził Sturgis Podmore, mierząc zastaną na gorącym uczynku dwójkę surowym spojrzeniem.
Remus ustawił się tak, żeby stanąć między bratem a dziewczyną.
Chociaż Sturgis i Remus byli jedynie przyrodnimi braćmi, nie mogli być do siebie bardziej podobni i jednocześnie bardziej różni. Obaj wysocy, obaj brązowowłosi i brązowoocy, obaj szczupłej postury (aczkolwiek Sturgis, ze względu na wykonywany zawód aurora, był widocznie bardziej umięśniony). Jednocześnie każdy, KAŻDY, kto znał ich obu, wiedział, że są niemal tak samo skorzy do czynu i gotowi do poświęceń. Alastor Moody, doświadczony auror i militarny przywódca Zakonu Feniksa, niejednokrotnie powtarzał, że najchętniej zabierałby obu braci ze sobą na akcje, bo to dałoby mu ogromne szanse na zwycięstwo. Był tylko jeden problem. Bracia nie byli w stanie ze sobą przebywać.
– Jest coś, co powinienem wiedzieć? – zapytał Sturgis.
– Nic a nic – zapewniła go Amelia, wypychając z pomieszczenia szykującego się już do dyskusji Remusa. – Nic się nie działo.
– Odniosłem inne wrażenie – odpowiedział jej Podmore głosem aż ociekającym od ironii. – Ale jak uważasz, że to nic, to cóż… mogę jedynie życzyć miłego dnia.
– I wzajemnie.
Amelia nie zdążyła dopiąć płaszcza, zanim wyszła na dwór, ciągnąc ze sobą pobladłego ze złości Remusa. Aż się wzdrygała, gdy słyszała trzaski jego zaciskających się pięści.
– Stój, nie pędź tak – powiedział Lupin, zatrzymując dziewczynę. Odeszli już od kwatery na tyle daleko, że nie mogło być ich widać z okien. – Zapnij się chociaż, zaraz się pochorujesz.
Mówiąc to, sam powoli, guzik po guziku, zapinał granatowy płaszcz Amelii. Poprawił jej również niedbale założony szalik i wcisnął na głowę własną czapkę.
– Wiesz, dlaczego tak szybko szłam.
– Wiem, przepraszam. Poniosło mnie. Znowu. Ale… Nie miał prawa tak do ciebie mówić.
– Ale trochę racji miał – zauważyła. – Dyżur w kwaterze to faktycznie nie najlepszy moment na czułości. Gdyby coś się stało…
– Usłyszelibyśmy alarm. Pamiętaj, mam bardzo dobry słuch. Ale skoro nie kwatera… mademoiselle Roberts, co chciałaby pani zrobić z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? – zapytał Remus, oferując dziewczynie ramię, które ta z radością przyjęła.
– Mówiłam ci, że lubię twój francuski akcent?
– Chyba jeszcze nie. Ale Syriusz nie raz się śmiał, że mógłbym tylko na to podrywać dziewczyny… chyba się nie mylił…
Urwał w pół słowa, ledwo tylko uchylając się przed ciosem rękawiczką.
– Ech, ci Francuzi – westchnęła z udawanym ubolewaniem Ami. – Rozkochają, zbałamucą, a potem powiedzą, że to tylko tani podryw.
Remus, już całkiem poważny, objął ją delikatnie i przyciągnął do siebie.
– Nigdy bym nie powiedział, że to tani podryw.
Odsunął Amelię na długość ramion i spojrzał prosto w jej chabrowe oczy.
– To co byś powiedział na kolację? – zapytała. – Skoczymy na przykład do Birmingham, znam tam świetny bar… Potem może pójdziemy gdzieś potańczyć, albo na spacer.
– Kuszące, ale chyba mam lepszy pomysł. Co byś powiedziała na kolację u mnie? Przygotowałbym ci coś dobrego, zrobię herbatę…
– Umiesz gotować? – spytała z niedowierzaniem Amelia.
– Sama się przekonaj.
Uśmiech wystarczył mu za odpowiedź. Wciąż trzymając ją za ramiona teleportował się przed swój dom. Otworzył drzwi i przepuścił Amelię przodem.
– To wydaje się niepojęte… – zauważyła Ami, rozglądając się. – Masz tylko dziewiętnaście lat i mieszkasz sam.
– Za trzy miesiące dwadzieścia. Ale tak, to nietypowe… Tylko co innego miałem zrobić? Wyjechać za ojcem, do Francji? Miałem dwa lata, jak stamtąd wyjechałem – wyjaśnił Remus, różdżką wprawiając przyrządy kuchenne w ruch. – Pewnie nie odnalazłbym się tam, poza tym, tu mam przyjaciół, Syriusz i James wkręcili się w wojnę, ja poszedłem za nimi… Dobrze mi tu.
– A Sturgis?
– Prędzej oddałby się w ręce śmierciożerców, niż zgodziłby się tu zamieszkać. Nie, mieszka w Londynie, w mieszkaniu, które zostawiła mu matka. Stamtąd ma bliżej do pracy. Poza tym wiesz, jak to wygląda. Myślisz, że moglibyśmy mieszkać razem?
– No cóż…
– Otóż to. Nawet w Hogwarcie nie mieszkaliśmy razem. Nie wiem, dlaczego koniec szkoły miałby coś zmienić. Nie, nam obu jest lepiej, gdy mieszkamy osobno.
Rozmawiając z Amelią Remus przygotował naleśniki na kolację i herbatę. Dziewczyna z podziwem obserwowała jego wyczyny i nie szczędziła pochwał.
– To jest genialne. Naprawdę! Gdzie nauczyłeś się tak gotować?
– Mama mnie nauczyła. Gotowanie to była jej pasja. Jedyna, na jaką mogła sobie pozwolić, odkąd zostałem ugryziony. Żebyś ty widziała te zapiekanki, ciasta, tarty, pizze, lasagne… Marzenie. Żałuję, że nie uczyłem się od niej, kiedy miałem jeszcze okazję… No nic, nie schodźmy na smutne tematy. Powiedz mi lepiej, co się zmieniło.
– W jakim sensie?
– W szkole właściwie ze sobą nie rozmawialiśmy. Nawet nie zdarzyło nam się razem pracować. A teraz tak po prostu… sama wiesz.
Amelia roześmiała się i upiła łyk herbaty.
– To nie tak. Widziałam cię, ciężko było nie. Ale zazwyczaj byłeś w otoczeniu chłopaków i głupio było mi tak podejść i zagadać. Wiesz, jak to działa.
– Wiem. Ile razy bym do kogoś nie zagadał, Syriusz i James nie dawali mi żyć. Za punkt honoru postawili sobie, że znajdą mi kogoś.
– No cóż… Moje szczęście, że im się nie udało.
Remus uśmiechnął się i uniósł do ust dłoń Amelii. Całując ją, wdychał zapach jej porzeczkowego kremu do rąk. To poddało mu pewien pomysł. Wstał i zaczął przeszukiwać szafkę.
– Co to za kolacja z Francuzem bez wina? – zauważył, wyjmując butelkę półsłodkiego i dwa kieliszki. – Ojciec co jakiś czas przysyła mi kilka butelek, żebym się zbyt nie „zangielszyczył”.
Odkorkował wino i napełnił szkła do połowy. Jeden kieliszek podał Amelii, a drugi sam uniósł do ust. Lubił słodki, lekko cierpki zapach tego konkretnego trunku.
– Chyba nie nadaję się na dziewczynę Francuza – stwierdziła Ami, krzywiąc się lekko. – Niezbyt przepadam za winem.
– Nie przejmuj się. Jeszcze cię nauczę – odparł Remus, puszczając oko. Zamieszał napojem w kieliszku. – Tak sobie pomyślałem… Skoro już tu jesteśmy, mamy wino… Może chciałabyś zostać… na noc?
Spojrzał nieśmiało na Amelię. Nie był pewien, jak dziewczyna zareaguje na tak śmiałą propozycję. Radość w jej oczach wystarczyła mu na odpowiedź.
Następnego dnia obudził go wpadające przez uchylone okno zimne powietrze. Okręcił się mocniej kołdrą i odwrócił w drugą stronę.
– Już zamykam – powiedziała Ami, całkowicie go rozbudzając. Dopiero to przypomniało mu, że tej nocy nie spał sam.
Odwrócił się gwałtownie. Dostrzegł Amelię stojącą przy oknie i trzymającą w dłoni list. Na jej widok aż zaparło mu dech w piersiach. Wyglądała wspaniale, kompletnie nieumalowana, z rozczochranymi włosami i w jednym z jego podkoszulków. Jedynie zmarszczone brwi psuły obraz.
– Co się stało? – zapytał Remus, przysuwając się do krawędzi łóżka.
– Nic… Tylko mama przysłała mi list… Jest wściekła, że nie wróciłam do domu na noc.
– Przepraszam.
– Przestań, sama chciałam zostać. Jestem dorosła. Mama po prostu nie może pogodzić się z tym, że zaangażowałam się w wojnę. Boi się. I nie, wcale jej się nie dziwię. Po prostu uważam, że są ważniejsze rzeczy.
– Mój ojciec też nie był zachwycony, szczególnie, że Sturg jest aurorem i z samego tego powodu jest stale narażony na niebezpieczeństwo. Tata wolałby, żebym wrócił do Francji, tam prawo jest bardziej liberalne dla takich jak ja…  Nie mówiąc już o tym, że na kontynencie jest spokojniej. Ale to nie dla mnie. Czułbym się jak ostatni drań, gdyby zostawił przyjaciół w środku zawieruchy wojennej i tak po prostu wyjechał.
Objął Amelię i wtulił twarz w jej brzuch. Uśmiechnął się, gdy poczuł jej palce w swoich włosach. Jej zapach, nieskażony perfumami, oszałamiał go. Zdarzało mu się jeszcze w czasach szkolnych spotykać z dziewczynami, ale żadna nie robiła na nim takiego wrażenia. Żadna nie wywoła w nim takiego wrzenia krwi.
– Jeżeli byś kiedykolwiek potrzebowała – zaczął niepewnie Remus – tutaj zawsze możesz czuć się mile widziana.

6 komentarzy:

  1. Hejka!
    Remus widzę szybko się pozbierał (przynajmniej chce żyć)! Pomysł z retrospekcją jest super :D
    Lunatyk jako Francuz to ciekawy pomysł - nie znam francuskiego, ale wyobrażam sobie, że jego nazwisko brzmi "Lupę" tak jak Chopin to się wymawia chyba "Szopę" :D
    Mówiłaś, że masz już napisane trochę do przodu, planujesz dodawał rozdziały jakoś regularnie?
    Pozdrawiam!
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki jest plan, żeby było w miarę regularnie, tylko jeszcze nie wiem, w jaki dzień. Prawdopodobnie weekendowo, bo wtedy nie jestem zasypana zajęciami.
      Bardziej "Lipę", ale to dobry kierunek ;).
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  2. Komentowanie rozdziału, o którym już kiedyś coś się wspominało - a przynajmniej tak mi się wydaje - znając też w pewnym stopniu ciąg dalszy, wydaje się niełatwym zadaniem. No dobra, lecimy z tym, zobaczymy, co z siebie wykrzeszę. I pewnie będę się powtarzać.
    Tym razem jest króciutki obraz tego, co dzieje się w linii teraźniejszości, a więcej ukazuje się nam przeszłości. Wiedząc, jaki jest Twój pomysł na prowadzenie tej opowieści w kwestiach narracji, i orientując się nieco, jak to wygląda w kolejnych rozdziałach, uważam takie wytonowanie(?) w tym miejscu za bardzo dobrą rzecz. Amelia, która ostatnio była wręcz tylko figurą stylistyczną, nabiera kształtów i barw prawdziwego bohatera.
    Żałuję, że nie ma dłuższego opisu, jak wyglądały dyżury w Zakonie, aczkolwiek ukazanie relacji jego relacji z Amelią w taki sposób jest bardzo urocze. Sama uważam, że wilkołaka jest w stanie podejść tylko drugi wilkołak, ale jestem ciekawa, czy Ami się to uda. I czy odkryje ten tajemny moment, kiedy Remusa rzekomo podejść najłatwiej.
    Ach, wiesz, że uwielbiam Sturgisa. Więcej Sturgisa! Chcę poznać ich backstory natychmiast. No kocham tę dwójkę razem. W sumie zastanawiam się też, dlaczego ten jest tak bardzo cięty na Ami - czy chodzi tylko o zasadę, bo przez to może bardziej dopiec bratu, czy rzeczywiście ma coś do niej z tego powodu, że ta się z nim umawia, czy ma też coś do niej personalnie. Liczę, że i to kiedyś się wyjaśni.
    Wina, wina, wina dajcieeeee, dobra, już się zamykam, koronasytuacja już źle na mnie wpływa. W każdym razie słodkie są te momenty, gdy młodzi, piękni i zakochani mogą rozkoszować się tylko sobą, ignorując szalejącą wojnę. Równowaga.
    O matce Ami wypowiadać się nie będę, bo głupio tak niecenzuralnie. Złość na nią towarzyszy mi zawsze i wszędzie, tak jak na wuja Sergiusza. Nienawidzę wuja Sergiusza (the Last Czars, Netflix - ktoś coś?).
    A, mignęły mi w dwóch miejscach jeszcze jakieś moje rzeczy, pewnie przeleciałaś wzrokiem i nie zauważyłaś. I proszę, rozdziel to "nienajlepszy".
    Właśnie, wracasz do cotygodniowych publikacji - chyba nie, bo rozdział jest szybciej. Masz jakieś konkretne plany?
    Atria Adara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uroczyście przysięgam, że będzie więcej Sturgisa. Dużo, dużo więcej. Rozważam nawet danie mu własnego rozdziału. A o jego stosunku do Ami pewnie dowiesz się już niedługo ;).
      Nie mów mi, proszę, o Ostatnich Carach (i wybacz, ale nie mogę zdzierżyć Cara w wersji angielskiej). To jeden z pierwszych seriali od dawna, gdzie autentycznie miałam ochotę wejść do ekranu i udusić bohaterów za głupotę, a mam naprawdę wysoki próg odporności. Wiem, że, jak to mawiał mój profesor od I wojny światowej, "ówczesnym monarchom można było zarzucić wiele, ale na pewno nie inteligencję", ale, na Merlina, przez przesady. Nawet Rasputina spłycili. Drugim serialem, który tak mnie zawiódł, była Katarzyna Wielka. Przypadek? Naprawdę uważam, że nierosjanie nie powinni robić filmów o historii Rosji, bo jej nie rozumieją. Tak samo nie powinni o niej pisać. Jakiś czas temu czytałam amerykańską biografię carycy Anny Iwanowny, wedle której przez całe jej panowanie (bite 10 lat) Rosja nie prowadziła polityki zagranicznej. To ja nie wiem, jak ona w takiej sytuacji posadziła "swojego" króla na polskim tronie. I jak podpisała traktat trzech czarnych orłów. To pewnie elfy były. Wybacz, uzewnętrznienie, ale Rosja jest blisko tematu moich badań i coś mnie trafia, gdy tak się ją spłyca.
      A konkretne plany są takie, że rozdziały będą się pojawiać w weekendy - dzień będzie zależał od tego, ile będę mieć czasu, bo praca (jeżeli mi kiedyś kawiarnię otworzą) itp.
      Morri

      Usuń
  3. Kim jesteśmy?
    - Czytelnikami!
    Czego chcemy?
    - Więcej Sturgisa!
    Kiedy?
    - Natychmiast!

    A dokładniej mówiąc, więcej jego historii, genezy tak złych relacji z Remusem, niechęci do Amelii, jego przemyśleń, relacji z innymi bohaterami (chociażby z pozostałymi Huncwotami). Podejrzewam, że jest to bardzo złożona postać i nie raz nas jeszcze zaskoczy.
    A poza tym - cud, miód, malina! Remus i Amy są wspaniali! Chociaż moje mroczne serce jest okrutne i czeka, aż Remusowa głupota wykreuje w jego głowie ten paskudny stereotypowy obraz siebie jako wilkołaka (oczywiście w tej narracji po śmierci Amelii). Od kiedy tylko mi napisałaś, że chcesz pokazać, dlaczego znany nam Remus jest taki, jaki jest, ciągle się zastanawiam, jak pokażesz całą jego wewnętrzną przemianę i jak odbije się to na jego córce.
    A skoro już o potomnych mowa... Kolejną kwestią, która nie daje mi spokoju, jest rama czasowa opowiadania. Kiedy się skończy? Oczywiście, nie mów mi... Na razie xd Ale po prostu wybiegam myślami w przód - jak się skończy pierwsza wojna? Ile odstępstw od kanonu się pojawi? Czy znajomość z kołyski Harry'ego i Rossie przetrwa? Co będzie dalej?
    Ah, ściskam mocno!
    Mora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawia mnie, skąd ta powszechna sympatia do Sturgisa. Ty mnie o niego męczysz, Atria też.
      Jeżeli chodzi o ramy czasowe... Sama nie wiem. Póki mi starczy sił, czasu i pomysłów. Obawiam się, że z tym drugim może być największy problem, ale jakoś sobie poradzę.
      Ściskam równie mocno,
      Morri

      Usuń