14 grudnia 1980
Remus nie
zdążył wejść do domu Potterów, a już poczuł, jak Lily go obejmowała. Chwilę
później odsunęła się na długość ramion i zlustrowała go uważnie.
– Wyglądasz
strasznie – stwierdziła. – Wejdź, zjesz coś…
– Nie,
Lily, nie trzeba. Chcę zobaczyć Rose. Tylko tyle.
– Jest na
górze. W naszej sypialni.
Remus minął
ją bez słowa i wbiegł na piętro. Doskonale znał rozkład domu Potterów, w końcu
sam pomagał przy remoncie, gdy wprowadzało się tu młode małżeństwo. Wszedł do
sypialni i znalazł tymczasowe łóżeczko, w którym spała jego dwutygodniowa
córeczka.
– Witaj, fleurette
– powiedział, biorąc ją na ręce. Była taka maleńka, taka niewinna. – Zostaliśmy
sami, wiesz? Ale niczym się nie martw. Tatuś tu jest. Tatuś cię kocha. Wszystko
się ułoży, obiecuję.
~ * ~
Grudzień 1979
Dyżury w
Kwaterze Głównych rzadko należały do interesujących… na szczęście. Każde
większe wydarzenie oznaczało starcie ze śmierciożercami, a nie wszystkim było
do tego spieszno.
Remus Lupin
otarł pot z czoła, po czym wrócił do lektury. Odkąd przez czterema laty jego ojciec, po tragicznej śmierci żony, zdecydował
się na powrót do Francji, jedynie literatura dawała Remusowi okazję do
obcowania z ojczystym językiem. Zawsze tak myślał o francuskim, chociaż spędził
w Anglii niemal całe życie. Mimo to angielski zawsze traktował jako drugi
język, pomocniczy. W domu z rodzicami rozmawiał po francusku, nawet po tym, jak
w jego życiu pojawił się przyrodni brat. Ale Sturgis nie był rozmowny.
Angielskiego używał tyle, co u swoich mugolskich dziadków, bądź bawiąc się z
nielicznymi dziećmi z sąsiedztwa. Z perspektywy lat było mu trochę wstyd, jak
słabo mówił w języku Szekspira, gdy po raz pierwszy zjawił się w Hogwarcie.
Dlaczego ojciec nie wysłał go do Beauxbatons, francuskiej szkoły magii? Nie
wiedział. Zakładał, że to była decyzja jego matki, ale nigdy o to nie pytał. Bo
i po co? W Hogwarcie odnalazł przyjaźń.
Czytając o
kolejnych przygodach muszkieterów, kątem oka dostrzegł ruch z prawej strony.
Jedynie lekki uśmiech mógłby być oznaką, że doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, że ktoś go obserwuje. Wziął głębszy oddech, a wyczulony nos wychwycił
zapach młodej dziewczyny. Z trudem powstrzymał się od przymknięcia oczu – w
końcu obiecał sobie, że uda, że nie orientuje się w sytuacji.
Przewrócił
stronę, nie przerywając czytania, jednocześnie pozostałymi zmysłami skanując
otoczenie. Na leżącym na podłodze dywanie nie słychać było kroków, ale
znajdująca się pod nim podłoga odpowiadała na nie cichym, niemal niesłyszalnym
jękiem. Niesłyszalnym rzecz jasna jedynie dla ludzkiego ucha.
Remus
zdawał sobie sprawę z tego, że znajdująca się za nim osoba podchodzi coraz
bliżej, ale nie reagował. Jeszcze nie czas. Ruszył się dopiero, gdy podeszła na
tyle blisko, że niemal czuł na karku jej oddech. Błyskawicznie zamknął książkę,
a prawym ramieniem złapał napastnika i pociągnął do przodu. Po chwili w
dziwacznej pozycji – z górną częścią ciała na kolanach Lupina i nogami
wierzgającymi obok jego głowy – wylądowała dziewiętnastoletnia blondynka o
lekko zarumienionej od wysiłku twarzy. Chłopak uśmiechnął się do niej z udawaną
kpiną.
– Amelio
Emily Roberts, naprawdę myślałaś, że zdołasz podejść wilkołaka? – zapytał,
unosząc do góry brew.
– Kiedyś mi
się uda – obiecała, przymierzając się do zmiany pozycji.
Wspólnymi
siłami udało im się posadzić dziewczynę na kolanach Remusa. Korzystając z
okazji Lupin objął ją i pocałował.
– Ile ja
razy już to słyszałem… – mruknął, gdy długie palce Amelii gładziły go po
policzku. – Nie jesteś ani pierwsza, ani, jak podejrzewam, ostatnia.
– Czy
powinnam się tym martwić? Już się znudziłeś?
Remus tylko
roześmiał się, po czym wstał, wciąż trzymając w ramionach dziewczynę. Okręcił
się kilka razy wokół własnej osi, a śmiechy dwojga zakochanych zmieszały się ze
sobą.
– Nadal nie
mogę uwierzyć, że mnie tak łatwo podnosisz – powiedziała Amelia, gdy już
stanęła pewnie na podłodze. – Ale powiedz, kiedy najłatwiej cię podejść. Kiedy
bym nie próbowała, to zawsze mnie słyszysz. To niesprawiedliwe.
Remus uśmiechnął
się tylko i wrócił na fotel.
– Rem,
proszę.
– I miałbym
wytrącić sobie z ręki broń? Jak chcesz móc kogoś łatwo podejść to poszukaj
sobie chłopaka, który nie ma aż tak dobrych zmysłów. Prosty przepis.
Amelia
skrzyżowała ręce, a zrobiła pełną irytacji minę.
– Nie chcę
innego. Chcę ciebie, już mówiłam – powiedziała, ponownie siadając chłopakowi na
kolanach.
– W takim
razie chyba będziesz musiała pogodzić się z porażką.
– Nigdy –
oświadczyła, po czym pocałowała ukochanego.
Najpierw raz, delikatnie. Potem
drugi raz, już bardziej natarczywie. Czuła, jak ramiona Remusa ciasno oplatają
ją w talii, a lewa dłoń wczepia w związane w warkocz blond włosys. Sama nie
pozostała mu dłużna, gładząc najpierw lekko zarośnięty policzek, potem szyję.
Prawa dłoń Lupina najpierw manewrowała w okolicy jej talii, po czym zaczęła
zjeżdżać w dół. Dotarła do kolana, gdy w pomieszczeniu rozległo się znaczące
chrząknięcie.
– Kwatera to nie miejsce na amory
– oschły głos przeciął powietrze niczym bicz.
Amelia zaczęła się wycofywać, ale
Remus ją przytrzymał. Odetchnął głęboko, odchrząknął i dopiero wtedy się
odezwał, jak gdyby nigdy nic:
– Cześć, Sturg. Dawno się nie
odzywałeś.
– Daruj sobie. Moglibyście
zachować choć trochę przyzwoitości – wycedził Sturgis Podmore, mierząc zastaną
na gorącym uczynku dwójkę surowym spojrzeniem.
Remus ustawił się tak, żeby
stanąć między bratem a dziewczyną.
Chociaż Sturgis i Remus byli
jedynie przyrodnimi braćmi, nie mogli być do siebie bardziej podobni i
jednocześnie bardziej różni. Obaj wysocy, obaj brązowowłosi i brązowoocy, obaj
szczupłej postury (aczkolwiek Sturgis, ze względu na wykonywany zawód aurora,
był widocznie bardziej umięśniony). Jednocześnie każdy, KAŻDY, kto znał ich
obu, wiedział, że są niemal tak samo skorzy do czynu i gotowi do poświęceń.
Alastor Moody, doświadczony auror i militarny przywódca Zakonu Feniksa,
niejednokrotnie powtarzał, że najchętniej zabierałby obu braci ze sobą na
akcje, bo to dałoby mu ogromne szanse na zwycięstwo. Był tylko jeden problem.
Bracia nie byli w stanie ze sobą przebywać.
– Jest coś, co powinienem
wiedzieć? – zapytał Sturgis.
– Nic a nic – zapewniła go
Amelia, wypychając z pomieszczenia szykującego się już do dyskusji Remusa. – Nic się nie działo.
– Odniosłem inne wrażenie –
odpowiedział jej Podmore głosem aż ociekającym od ironii. – Ale jak uważasz, że
to nic, to cóż… mogę jedynie życzyć miłego dnia.
– I wzajemnie.
Amelia nie zdążyła dopiąć
płaszcza, zanim wyszła na dwór, ciągnąc ze sobą pobladłego ze złości Remusa. Aż
się wzdrygała, gdy słyszała trzaski jego zaciskających się pięści.
– Stój, nie pędź tak – powiedział
Lupin, zatrzymując dziewczynę.
Odeszli już od kwatery na
tyle daleko, że nie mogło być ich widać z okien. – Zapnij się chociaż, zaraz
się pochorujesz.
Mówiąc to, sam powoli, guzik po
guziku, zapinał granatowy płaszcz Amelii. Poprawił jej również niedbale
założony szalik i wcisnął na głowę własną czapkę.
– Wiesz, dlaczego tak szybko
szłam.
– Wiem, przepraszam. Poniosło
mnie. Znowu. Ale… Nie miał prawa tak do ciebie mówić.
– Ale trochę racji miał –
zauważyła. – Dyżur w kwaterze to faktycznie nie najlepszy moment na czułości.
Gdyby coś się stało…
– Usłyszelibyśmy alarm. Pamiętaj,
mam bardzo dobry słuch. Ale skoro nie kwatera… mademoiselle Roberts, co
chciałaby pani zrobić z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? – zapytał Remus,
oferując dziewczynie ramię, które ta z radością przyjęła.
– Mówiłam ci, że lubię twój
francuski akcent?
– Chyba jeszcze nie. Ale Syriusz
nie raz się śmiał, że mógłbym tylko na to podrywać dziewczyny… chyba się nie
mylił…
Urwał w pół słowa, ledwo tylko
uchylając się przed ciosem rękawiczką.
– Ech, ci Francuzi – westchnęła z
udawanym ubolewaniem Ami. – Rozkochają, zbałamucą, a potem powiedzą, że to
tylko tani podryw.
Remus, już całkiem poważny, objął
ją delikatnie i przyciągnął do siebie.
– Nigdy bym nie powiedział, że to
tani podryw.
Odsunął Amelię na długość ramion
i spojrzał prosto w jej chabrowe oczy.
– To co byś powiedział na
kolację? – zapytała. – Skoczymy na przykład do Birmingham, znam tam świetny
bar… Potem może pójdziemy gdzieś potańczyć, albo na spacer.
– Kuszące, ale chyba mam lepszy
pomysł. Co byś powiedziała na kolację u mnie? Przygotowałbym ci coś dobrego,
zrobię herbatę…
– Umiesz gotować? – spytała z niedowierzaniem
Amelia.
– Sama się przekonaj.
Uśmiech wystarczył mu za
odpowiedź. Wciąż trzymając ją za ramiona teleportował się przed swój dom.
Otworzył drzwi i przepuścił Amelię przodem.
– To wydaje się niepojęte… –
zauważyła Ami, rozglądając się. – Masz tylko dziewiętnaście lat i mieszkasz
sam.
– Za trzy miesiące dwadzieścia.
Ale tak, to nietypowe… Tylko co innego miałem zrobić? Wyjechać za ojcem, do
Francji? Miałem dwa lata, jak stamtąd wyjechałem – wyjaśnił Remus, różdżką
wprawiając przyrządy kuchenne w ruch. – Pewnie nie odnalazłbym się tam, poza
tym, tu mam przyjaciół, Syriusz i James wkręcili się w wojnę, ja poszedłem za
nimi… Dobrze mi tu.
– A Sturgis?
– Prędzej oddałby się w ręce
śmierciożerców, niż zgodziłby się tu zamieszkać. Nie, mieszka w Londynie, w
mieszkaniu, które zostawiła mu matka. Stamtąd ma bliżej do pracy. Poza tym
wiesz, jak to wygląda. Myślisz, że moglibyśmy mieszkać razem?
– No cóż…
– Otóż to. Nawet w Hogwarcie nie
mieszkaliśmy razem. Nie wiem, dlaczego koniec szkoły miałby coś zmienić. Nie,
nam obu jest lepiej, gdy mieszkamy osobno.
Rozmawiając z Amelią Remus
przygotował naleśniki na kolację i herbatę. Dziewczyna z podziwem obserwowała
jego wyczyny i nie szczędziła pochwał.
– To jest genialne. Naprawdę!
Gdzie nauczyłeś się tak gotować?
– Mama mnie nauczyła. Gotowanie
to była jej pasja. Jedyna, na jaką mogła sobie pozwolić, odkąd zostałem
ugryziony. Żebyś ty widziała te zapiekanki, ciasta, tarty, pizze, lasagne…
Marzenie. Żałuję, że nie uczyłem się od niej, kiedy miałem jeszcze okazję… No
nic, nie schodźmy na smutne tematy. Powiedz mi lepiej, co się zmieniło.
– W jakim sensie?
– W szkole właściwie ze sobą nie
rozmawialiśmy. Nawet nie zdarzyło nam się razem pracować. A teraz tak po
prostu… sama wiesz.
Amelia roześmiała się i upiła łyk
herbaty.
– To nie tak. Widziałam cię,
ciężko było nie. Ale zazwyczaj byłeś w otoczeniu chłopaków i głupio było mi tak
podejść i zagadać. Wiesz, jak to działa.
– Wiem. Ile razy bym do kogoś nie
zagadał, Syriusz i James nie dawali mi żyć. Za punkt honoru postawili sobie, że
znajdą mi kogoś.
– No cóż… Moje szczęście, że im
się nie udało.
Remus uśmiechnął się i uniósł do
ust dłoń Amelii. Całując ją, wdychał zapach jej porzeczkowego kremu do rąk. To
poddało mu pewien pomysł. Wstał i zaczął przeszukiwać szafkę.
– Co to za kolacja z Francuzem
bez wina? – zauważył, wyjmując butelkę półsłodkiego i dwa kieliszki. – Ojciec
co jakiś czas przysyła mi kilka butelek, żebym się zbyt nie „zangielszyczył”.
Odkorkował wino i napełnił szkła
do połowy. Jeden kieliszek podał Amelii, a drugi sam uniósł do ust. Lubił
słodki, lekko cierpki zapach tego konkretnego trunku.
– Chyba nie nadaję się na
dziewczynę Francuza – stwierdziła Ami, krzywiąc się lekko. – Niezbyt przepadam
za winem.
– Nie przejmuj się. Jeszcze cię
nauczę – odparł Remus, puszczając oko. Zamieszał napojem w kieliszku. – Tak
sobie pomyślałem… Skoro już tu jesteśmy, mamy wino… Może chciałabyś zostać… na
noc?
Spojrzał nieśmiało na Amelię. Nie
był pewien, jak dziewczyna zareaguje na tak śmiałą propozycję. Radość w jej
oczach wystarczyła mu na odpowiedź.
Następnego dnia obudził go
wpadające przez uchylone okno zimne powietrze. Okręcił się mocniej kołdrą i
odwrócił w drugą stronę.
– Już zamykam – powiedziała Ami,
całkowicie go rozbudzając. Dopiero to przypomniało mu, że tej nocy nie spał
sam.
Odwrócił się gwałtownie.
Dostrzegł Amelię stojącą przy oknie i trzymającą w dłoni list. Na jej widok aż
zaparło mu dech w piersiach. Wyglądała wspaniale, kompletnie nieumalowana, z
rozczochranymi włosami i w jednym z jego podkoszulków. Jedynie zmarszczone brwi
psuły obraz.
– Co się stało? – zapytał Remus,
przysuwając się do krawędzi łóżka.
– Nic… Tylko mama przysłała mi
list… Jest wściekła, że nie wróciłam do domu na noc.
– Przepraszam.
– Przestań, sama chciałam zostać.
Jestem dorosła. Mama po prostu nie może pogodzić się z tym, że zaangażowałam
się w wojnę. Boi się. I nie, wcale jej się nie dziwię. Po prostu uważam, że są
ważniejsze rzeczy.
– Mój ojciec też nie był zachwycony,
szczególnie, że Sturg jest aurorem i z samego tego powodu jest stale narażony
na niebezpieczeństwo. Tata wolałby, żebym wrócił do Francji, tam prawo jest
bardziej liberalne dla takich jak ja…
Nie mówiąc już o tym, że na kontynencie jest spokojniej. Ale to nie dla
mnie. Czułbym się jak ostatni drań, gdyby zostawił przyjaciół w środku
zawieruchy wojennej i tak po prostu wyjechał.
Objął Amelię i wtulił twarz w jej
brzuch. Uśmiechnął się, gdy poczuł jej palce w swoich włosach. Jej zapach,
nieskażony perfumami, oszałamiał go. Zdarzało mu się jeszcze w czasach
szkolnych spotykać z dziewczynami, ale żadna nie robiła na nim takiego
wrażenia. Żadna nie wywoła w nim takiego wrzenia krwi.
– Jeżeli byś kiedykolwiek
potrzebowała – zaczął niepewnie Remus – tutaj zawsze możesz czuć się mile
widziana.
Hejka!
OdpowiedzUsuńRemus widzę szybko się pozbierał (przynajmniej chce żyć)! Pomysł z retrospekcją jest super :D
Lunatyk jako Francuz to ciekawy pomysł - nie znam francuskiego, ale wyobrażam sobie, że jego nazwisko brzmi "Lupę" tak jak Chopin to się wymawia chyba "Szopę" :D
Mówiłaś, że masz już napisane trochę do przodu, planujesz dodawał rozdziały jakoś regularnie?
Pozdrawiam!
Magda
Taki jest plan, żeby było w miarę regularnie, tylko jeszcze nie wiem, w jaki dzień. Prawdopodobnie weekendowo, bo wtedy nie jestem zasypana zajęciami.
UsuńBardziej "Lipę", ale to dobry kierunek ;).
Serdecznie pozdrawiam
Komentowanie rozdziału, o którym już kiedyś coś się wspominało - a przynajmniej tak mi się wydaje - znając też w pewnym stopniu ciąg dalszy, wydaje się niełatwym zadaniem. No dobra, lecimy z tym, zobaczymy, co z siebie wykrzeszę. I pewnie będę się powtarzać.
OdpowiedzUsuńTym razem jest króciutki obraz tego, co dzieje się w linii teraźniejszości, a więcej ukazuje się nam przeszłości. Wiedząc, jaki jest Twój pomysł na prowadzenie tej opowieści w kwestiach narracji, i orientując się nieco, jak to wygląda w kolejnych rozdziałach, uważam takie wytonowanie(?) w tym miejscu za bardzo dobrą rzecz. Amelia, która ostatnio była wręcz tylko figurą stylistyczną, nabiera kształtów i barw prawdziwego bohatera.
Żałuję, że nie ma dłuższego opisu, jak wyglądały dyżury w Zakonie, aczkolwiek ukazanie relacji jego relacji z Amelią w taki sposób jest bardzo urocze. Sama uważam, że wilkołaka jest w stanie podejść tylko drugi wilkołak, ale jestem ciekawa, czy Ami się to uda. I czy odkryje ten tajemny moment, kiedy Remusa rzekomo podejść najłatwiej.
Ach, wiesz, że uwielbiam Sturgisa. Więcej Sturgisa! Chcę poznać ich backstory natychmiast. No kocham tę dwójkę razem. W sumie zastanawiam się też, dlaczego ten jest tak bardzo cięty na Ami - czy chodzi tylko o zasadę, bo przez to może bardziej dopiec bratu, czy rzeczywiście ma coś do niej z tego powodu, że ta się z nim umawia, czy ma też coś do niej personalnie. Liczę, że i to kiedyś się wyjaśni.
Wina, wina, wina dajcieeeee, dobra, już się zamykam, koronasytuacja już źle na mnie wpływa. W każdym razie słodkie są te momenty, gdy młodzi, piękni i zakochani mogą rozkoszować się tylko sobą, ignorując szalejącą wojnę. Równowaga.
O matce Ami wypowiadać się nie będę, bo głupio tak niecenzuralnie. Złość na nią towarzyszy mi zawsze i wszędzie, tak jak na wuja Sergiusza. Nienawidzę wuja Sergiusza (the Last Czars, Netflix - ktoś coś?).
A, mignęły mi w dwóch miejscach jeszcze jakieś moje rzeczy, pewnie przeleciałaś wzrokiem i nie zauważyłaś. I proszę, rozdziel to "nienajlepszy".
Właśnie, wracasz do cotygodniowych publikacji - chyba nie, bo rozdział jest szybciej. Masz jakieś konkretne plany?
Atria Adara
Uroczyście przysięgam, że będzie więcej Sturgisa. Dużo, dużo więcej. Rozważam nawet danie mu własnego rozdziału. A o jego stosunku do Ami pewnie dowiesz się już niedługo ;).
UsuńNie mów mi, proszę, o Ostatnich Carach (i wybacz, ale nie mogę zdzierżyć Cara w wersji angielskiej). To jeden z pierwszych seriali od dawna, gdzie autentycznie miałam ochotę wejść do ekranu i udusić bohaterów za głupotę, a mam naprawdę wysoki próg odporności. Wiem, że, jak to mawiał mój profesor od I wojny światowej, "ówczesnym monarchom można było zarzucić wiele, ale na pewno nie inteligencję", ale, na Merlina, przez przesady. Nawet Rasputina spłycili. Drugim serialem, który tak mnie zawiódł, była Katarzyna Wielka. Przypadek? Naprawdę uważam, że nierosjanie nie powinni robić filmów o historii Rosji, bo jej nie rozumieją. Tak samo nie powinni o niej pisać. Jakiś czas temu czytałam amerykańską biografię carycy Anny Iwanowny, wedle której przez całe jej panowanie (bite 10 lat) Rosja nie prowadziła polityki zagranicznej. To ja nie wiem, jak ona w takiej sytuacji posadziła "swojego" króla na polskim tronie. I jak podpisała traktat trzech czarnych orłów. To pewnie elfy były. Wybacz, uzewnętrznienie, ale Rosja jest blisko tematu moich badań i coś mnie trafia, gdy tak się ją spłyca.
A konkretne plany są takie, że rozdziały będą się pojawiać w weekendy - dzień będzie zależał od tego, ile będę mieć czasu, bo praca (jeżeli mi kiedyś kawiarnię otworzą) itp.
Morri
Kim jesteśmy?
OdpowiedzUsuń- Czytelnikami!
Czego chcemy?
- Więcej Sturgisa!
Kiedy?
- Natychmiast!
A dokładniej mówiąc, więcej jego historii, genezy tak złych relacji z Remusem, niechęci do Amelii, jego przemyśleń, relacji z innymi bohaterami (chociażby z pozostałymi Huncwotami). Podejrzewam, że jest to bardzo złożona postać i nie raz nas jeszcze zaskoczy.
A poza tym - cud, miód, malina! Remus i Amy są wspaniali! Chociaż moje mroczne serce jest okrutne i czeka, aż Remusowa głupota wykreuje w jego głowie ten paskudny stereotypowy obraz siebie jako wilkołaka (oczywiście w tej narracji po śmierci Amelii). Od kiedy tylko mi napisałaś, że chcesz pokazać, dlaczego znany nam Remus jest taki, jaki jest, ciągle się zastanawiam, jak pokażesz całą jego wewnętrzną przemianę i jak odbije się to na jego córce.
A skoro już o potomnych mowa... Kolejną kwestią, która nie daje mi spokoju, jest rama czasowa opowiadania. Kiedy się skończy? Oczywiście, nie mów mi... Na razie xd Ale po prostu wybiegam myślami w przód - jak się skończy pierwsza wojna? Ile odstępstw od kanonu się pojawi? Czy znajomość z kołyski Harry'ego i Rossie przetrwa? Co będzie dalej?
Ah, ściskam mocno!
Mora
Zastanawia mnie, skąd ta powszechna sympatia do Sturgisa. Ty mnie o niego męczysz, Atria też.
UsuńJeżeli chodzi o ramy czasowe... Sama nie wiem. Póki mi starczy sił, czasu i pomysłów. Obawiam się, że z tym drugim może być największy problem, ale jakoś sobie poradzę.
Ściskam równie mocno,
Morri