4 lipca 2020

Rozdział 13


Luty 1981
Londyn w nocy nie był przyjemnym miastem, szczególnie dla kogoś obdarzonego wyczulonym słuchem. Remus przemierzał ulice, słysząc wulgarne krzyki z otwartych knajp. Objął mocniej córeczkę i przyspieszył kroku.
Wszedł do jednej z kamienic, mając nadzieję, że Syriusz zdążył już wrócić od Potterów. Wdrapał się na trzecie piętro i zapukał do drzwi mieszkania, które jego przyjaciel odziedziczył po swoim wuju.
– Łapa? To ja, Lunatyk. Przyszedłem z Rosie…
Syriusz otworzył drzwi i wpuścił przyjaciela do środka. Przyglądał się z zaciekawieniem, jak Lupin wchodzi do mieszkania i siada na kanapie.
– Co jest, Luniek? – zapytał, blokując wyjście. – Myślałem, że po tej akcji pójdziesz od razu się położyć.
– Musiałem najpierw rozmówić się z ojcem… I usłyszałem coś, czego… Nieważne, nie chcę teraz o tym mówić. Przechowasz mnie u siebie na noc? Albo kilka nocy?
Syriusz uniósł brwi ze zdziwienia. Kusiło go, by wypytać przyjaciela, co skłoniło go do opuszczenia domu, ale wystarczyło mu jedno spojrzenie, by zachować milczenie. Otworzył drzwi do pokoju gościnnego.
– Czuj się jak u siebie – powiedział. – Masz gdzie położyć Rosie?
– Jasne.
Remus sięgnął do torby i wyjął magicznie pomniejszone przenośne łóżeczko. Rozłożył je i ułożył Rose w środku. Mała na chwilę otworzyła oczy i z uśmiechem spojrzała na ojca.
– Zaopiekuję się nią – zaoferował Syriusz. – Idź się połóż, swoje dzisiaj przeszedłeś.
– Nie chcę, żebyś przeze mnie zarywał noc.
– I tak idę do pracy na popołudnie. Nie zaszkodzi mi.
Remus skinął głową i wolnym krokiem skierował się do pokoju. Już spał, gdy Syriusz zajrzał tam po kilku minutach. Black tylko zaciągnął zasłony, żeby światło mającego się niedługo rozpocząć dnia nie zbudziło jego przyjaciela.
Wrócił do salonu i ułożył się na kanapie. Był wycieńczony i przerażony. Mimo że od kilku lat niemal co miesiąc towarzyszył Remusowi w czasie przemiany, dopiero po tej nocy miał poczucie, że spotkał prawdziwego wilkołaka. Na samą myśl czuł ścisk w gardle, a przecież widział Greybacka zaledwie przez kilka sekund. Co mógł czuć Lunatyk, który przecież z nim rozmawiał? Nie wiedział. Nie wiedział, czy chce wiedzieć.
Zobaczył, że Rose obudziła się, więc wyjął ją z łóżeczka i zabrał do siebie, do sypialni. Położył dziecko na łóżku i sam wyciągnął się obok niej.
– Nic się nie bój, malutka – powiedział. – Dopilnuję, żeby twój tata nie zwariował. Trochę za dużo ma ostatnio na głowie, ale to nic. Poradzimy sobie. Wujek Syriusz jest na posterunku.
Sięgnął do szafki nocnej i wyjął z niej pluszowego pieska. Zamachał nim przed nosem Rosie, która wyciągnęła rączki, by go złapać.
– Chciałem ci go dać później, ale chyba nic się nie stanie, jak dostaniesz go teraz, prawda?
Uśmiechnął się na widok radości podopiecznej. Zwinął kołdrę i koc w rulon, który umieścił po drugiej stronie Rose, by oddzielić ją od krawędzi łóżka i pozwolił sobie na zamknięcie oczu.
Nie wiedział, kiedy zasnął, ale gdy się obudził, słońce stało już wysoko. Usiadł na łóżku, przeciągnął się… i ze strachem zorientował się, że jest w łóżku sam. Podskoczył jak oparzony i zaczął rozglądać się po pokoju, czując coraz większą panikę. Podrzucił wszystkie poduszki, zajrzał pod koc i kołdrę, schylił się pod łóżko, ale tam również nie znalazł Rosie.
– Kuźwa, Lunatyk mnie zabije – powiedział, patrząc bezradnie wokół siebie.
– Nie zamierzam! – krzyknął Remus z salonu.
Syriusz zerwał się z łóżka i wypadł ze swojego pokoju. Jego nozdrza wypełnił aromat jabłkowych racuchów z cynamonem. Lupin kręcił się przy kuchence, obserwując przy tym leżącą w łóżeczku Rosie. Black podszedł i nachylił się nad śpiącą dziewczynką.
– Była głodna – wyjaśnił Remus, zanim Syriusz zdążył zapytać.
– I ty to usłyszałeś, a ja nie? Spałem tuż obok.
Lupin roześmiał się cicho, zdejmując z patelni kolejne placki.
– Instynkt tacierzyński. Musiałem nauczyć się reagować na każdy jej dźwięk. Ale dziękuję, że się nią zająłeś. Potrzebowałem odpocząć. I nie, nie chcę o tym rozmawiać. Jeszcze nie.
– Jak chcesz. Ale jakby co, to wiesz, gdzie mnie szukać. I wiesz, gdzie szukać Lilki, jeżeli potrzebujesz kogoś spokojniejszego… Mogę placuszka?
Nie czekając na odpowiedź, sięgnął do talerza pełnego cieplutkich racuchów. Zgarnął jednego placka i od razu zapakował go do ust. Westchnął. Uwielbiał połączenie musu jabłkowego i cynamonu.
– Jeżeli będziesz gotował takie dobre rzeczy, to możecie zostać i na stałe – zaofiarował się. – Odciążę trochę kuchnię Lilki.
– Aż tak często tam bywasz?
– Za często. Wiesz, mnie nikt nie uczył gotować. Zrobię sobie kanapkę, od biedy usmażę przesuszoną jajecznicę i tyle. Długo bym na tym nie wyżył.
Trochę zawstydzał go fakt, że tak bardzo nie dawał sobie rady. Chciał być samodzielny, chciał pokazać swojej chorej rodzinie, że potrafi sobie bez nich poradzić, ale wysiadał już na tak prozaicznych czynnościach, jak gotowanie. Mógł tylko cieszyć się, że stać go było na to, by stołować się na mieście i miał przyjaciół, których jeszcze nie denerwowała jego częsta obecność.
– Wiesz, płacę Lilce i Jimowi w naturze – zaśmiał się. – Opiekuję się Harrym, gdy potrzebują wyjść. Jeżeli potrzebujesz pomocy przy Rosie, daj znać. Mam już doświadczenie.
– Będę pamiętał. Teraz pomoc rzeczywiście może mi się przydać.
– A twój ojciec?
Remus milczał, wbijając morderczy wzrok w patelnię. Zacisnął szczękę tak mocno, że aż zabolały go stawy. Uniósł wolną rękę i potarł blizny na piersi.
– Luniek? – zapytał nieśmiało Black, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.
– Ojciec wyjechał. I nie rozmawiajmy o tym.
Syriusz przełknął głośno ślinę. Nie wiedział, co musiało się wydarzyć, by Remus skłócił się z Reynardem, ale nie zamierzał drażnić go głupimi pytaniami. Jeszcze przyjdzie na nie czas.
– Chcesz trochę do pracy? – spytał Lupin, zmieniając temat.
– Jasne! Tylko uważaj, bo cię stąd nie wypuszczę, jak będziesz mi proponował takie rzeczy.
Roześmiał się z własnego kiepskiego żartu i z niezadowoleniem stwierdził, że Lupin nawet się nie uśmiechnął. Było źle. Syriuszowi wydawało się już, że udało im się mniej więcej wyprowadzić Remusa na prostą, ale tej nocy wydarzyło się coś, co musiało załamać jego przyjaciela… Nie. Nie załamać. Złamać.
– Luniek, jeżeli potrzebujesz, możesz tu zostać, ile chcesz.
– Nie, jutro… najpóźniej pojutrze wrócimy do siebie. Obiecuję. Nie będziemy ci siedzieć na głowie. Wiem, co mi powiesz, ale nie, Syriuszu. Naprawdę, wystarczy, że dzisiaj mnie przenocowałeś.
Syriusz zmarszczył czoło, ale nie ciągnął już tematu. Widział, że to nie ma sensu. Doprawdy, Remus bywał wręcz nieznośnie uparty i samodzielny. Gdyby nie znali się tyle lat, Black chyba już dawno rzuciłby kilkoma przekleństwami i zapomniał o całej sprawie. Ale przyjaciela nie mógł tak potraktować.
~ * ~
Początek maja 1980
Po pierwszej nocy pełni Syriusz ledwo trzymał się na nogach – nie pamiętał, kiedy ostatnio pilnowanie Remusa wymagało od niego tyle wysiłku. Może w szkole? Ale wtedy było inaczej, większość czasu spędzali, biegając po Zakazanym Lesie, i największa trudność polegała na tym, by utrzymać w ryzach rozochoconego wolnością wilkołaka. Tym razem było inaczej. Lunatyk szalał, ale nie z radości, a z bólu. Pozostałe w organizmie cząsteczki srebra paleniem doprowadzały go do szaleństwa. Syriusz i James z trudem powstrzymywali go przed rozdrapaniem sobie ran.
Druga noc była spokojniejsza. Wilkołak, zmęczony walką z samym sobą, snuł się powolnym krokiem po piwnicy, ignorując swoich towarzyszy. Co jakiś czas wydawał z siebie przeciągły pisk bólu. Syriusz leżał przy schodach i czuł, jak jeżą mu się włosy na karku. Jeszcze NIGDY nie słyszał, by Remus po przemianie zawodził z bólu. W miarę upływu czasu krok Lunatyka zwalniał, a Black zaczynał coraz bardziej się bać wschodu słońca.
Trzecia noc w niczym nie przypominała jakiejkolwiek innej pełni, jaką Syriusz pamiętał. Co prawda nie raz i nie dwa przemiana budziła Remusa ze snu, ale pierwszy raz się zdarzyło, by po zmianie postaci nie podniósł się. Dyszał ciężko, ale nawet nie próbował stanąć na łapy.
Nie minęła północ, gdy James, pozostając poza wzrokiem wilkołaka, odwrócił przemianę. Ostrożnie podszedł do Lupina. Syriusz szczeknął ostrzegawczo i zastąpił mu drogę.
– Wiem, co robię – zapewnił go Potter. – Zobacz, co się z nim dzieje. Nie jest w stanie skrzywdzić nawet muchy. Pilnuj głowy, muszę do zbadać.
Syriusz podszedł do leżącego bez ruchu wilkołaka i przywarował przy jego pysku. Był gotów skoczyć w razie, gdyby Lunatyk spróbował zaatakować Jamesa. Nic takiego nie miało miejsca. Potter z każdą kolejną chwilą, każdym kolejnym ruchem rąk, coraz bardziej marszczył czoło ze zdenerwowania. Z niepokojem odliczał minuty do świtu.
– Glizdek, wyjmij ze schowka eliksir wzmacniający – polecił. – I nie piszcz mi tutaj, widzisz, co się dzieje. POTRZEBUJĘ tego eliksiru! Całych hektolitrów!
Peter zmienił się w człowieka i zaczął grzebać w skrytce pod podłogą. Ręce mu drżały i z niepokojem zerkał na wilkołaka, ale wyjął w końcu odpowiedni eliksir.
James spojrzał na okienko pod sufitem, przez które zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca. Mięśnie Lupina zaczęły się kurczyć, gotując się do powtórnej przemiany.
– Łapa, zdejmuj zabezpieczenia i jazda na górę do kominka! – polecił ostrym tonem. – Potrzebuję tu Poppy. Natychmiast. Czeka przy kominku w swoim gabinecie w Hogwarcie. Musi tu natychmiast przyjść.
Coś w głosie Jamesa nakazało Syriuszowi posłuchać. Wrócił do ludzkiej postaci i popędził do schodów, zdejmując po drodze zabezpieczenia. Wbiegł do salonu i wrzucił garść proszku Fiuu do kominka.
– Gabinet pielęgniarki w Hogwarcie! – powiedział. Niemal od razu w ogniu pojawiła się głowa Poppy. – James cię tu prosi. Natychmiast.
– Już idę, cofnij się.
Syriusz przerwał połączenie. Zrobił krok do tyłu, ale i tak zbyt wolno – zderzył się z wychodzącą pielęgniarką.
– Łapa, długo jeszcze?! – Dobiegł ich rozpaczliwy krzyk Petera.
Poppy bez słowa pobiegła do piwnicy. Black pospieszył za nią, by zobaczyć coś, co miało prześladować go do końca życia. James nachylał się nad bladym Remusem i rytmicznie uciskał mu klatkę piersiową. Syriusz poczuł, jak nogi się pod nim uginają i zawisł na poręczy schodów.
– No, stary, nie rób mi tego! – cedził przez zaciśnięte zęby James w rytm kolejnych ucisków. – Luniek, rusz się! Kuźwa, człowieku, masz dla kogo żyć!
– Odsuń się! – nakazała Poppy, nachylając się nad… nie, nie martwym. Syriusz nie mógł uwierzyć w to, co się działo.
Wyjęła różdżkę i przyłożyła ją do klatki piersiowej Remusa. Zaklęcie wstrząsnęło ciałem Lupina. Gdy nie przyniosło efektu, Poppy powtórzyła to. Dopiero po trzecim uderzeniu Remus wziął oddech. Pielęgniarka od razu zakropliła mu do ust eliksir wzmacniający i uśmiechnęła się na znak, że najgorsze minęło.
James, do tej pory klęczący, usiadł i oparł plecy o ścianę. Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. Syriusz też poczuł, jak łzy spływają mu po twarzy. Nie mógł uwierzyć, że właśnie prawie stracił przyjaciela.
Poppy zignorowała rozemocjonowanych Huncwotów i przelewitowała Remusa na parter, po czym ułożyła go w łóżku. Sięgnęła do swojej torby, gdzie miała już przygotowaną mieszankę witamin i eliksirów, wzmacniającego i łagodzącego. Zawiesiła worek na wieszaku i wbiła Lupinowi igłę w dłoń, podłączając w ten sposób kroplówkę. Obejrzała jeszcze dokładnie swojego pacjenta, ale nie znalazła żadnych nowych ran. Te, które były na piersi, zaczerwieniły się, ale nie wydawały się stwarzać zagrożenia.
– Poppy, czy… czy już… – zapytał nieśmiało Peter, zaglądając do pokoju.
– Ustabilizowany – odpowiedziała mu pielęgniarka. – Najgorsze już minęło, chociaż kilka najbliższych pełni też może być trudnych. Ale to już nie powinno się powtórzyć. Wyjdzie z tego.
Pettigrew odetchnął, a jego usta rozszerzyły się w niewyraźnym uśmiechu.
Poppy została jeszcze przez kilka godzin, zanim musiała wracać do Hogwartu. Zostawiła Jamesowi szczegółowe instrukcje i poleciła, by Huncwoci wezwali ją w razie jakichkolwiek nieprawidłowości.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy Syriusz wszedł do sypialni Remusa, którego właśnie doglądał James. W dłoniach trzymał otwarty list.
– Ami pisze – powiedział ponuro. – Co jej powiedzieć?
– Nic. Umowa była jasna. Cokolwiek by się nie działo, nie wychodzi to poza ten dom. Luniek się obudzi, to sam się wszystkim zajmie.
– Tylko kiedy to będzie… – westchnął ponuro Syriusz.
Niemal jak na zawołanie Remus zaczął się ruszać i powoli otworzył oczy, ale zaraz je zamknął i zasłonił się ręką.
– Zgaście światło – wymamrotał niewyraźnie. – I niech przestanie tak kapać!
Spróbował się przekręcić, ale uniemożliwiło mu to podpięcie do kroplówki.
James zaciągnął zasłony i zgasił żyrandol. Przysiadł na krawędzi łóżka i sięgnął po dłoń przyjaciela. Odkleił plaster i wyjął igłę kroplówki. Zdjął prawie pusty worek ze stojaka i oddał go Syriuszowi. Uśmiechał się przy tym pod nosem. Odkąd zobaczył tę nieszczęsną kroplówkę, wiedział, że Remus każe ją zdjąć, gdy tylko się obudzi – przy tak wyczulonym słuchu, szczególnie tuż po przemianie, kapanie doprowadzało go do szału. James aż za dobrze pamiętał pierwszą pełnię po ukończeniu szkoły, gdy, po pierwszej nocy, zamiast odsypiać, Lupin zaczął chodzić po domu i dokręcać krany.
– Jak się czujesz, stary? – zapytał Syriusz, podając Remusowi szklankę z wodą.
– Zastanawiam się, co mnie stratowało – odpowiedział mu Lupin z lekko rwącym, francuskim akcentem.
– Rogaty.
James spojrzał na przyjaciela z wyrzutem i pokręcił głową. Po tym wszystkim nie miał siły na starcia z Blackiem. Marzył o tym, by wrócić do domu, wziąć długą, gorącą kąpiel i pójść spać. Niby zdrzemnął się, zanim wyszła Poppy, ale to było stanowczo za mało po tym wszystkim.
– Aż tak źle było? – spytał Remus, siląc się na wesołość. Uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy zobaczył pełne powagi miny przyjaciół. – Co się działo?
– W ogólnym rozrachunku było spokojnie. Jak nigdy. Przynajmniej dopóki… – urwał, czując, jak łamie mu się głos.
– Dopóki co?
Syriusz wymienił z Jamesem spojrzenia. Żaden z nich nie miał odwagi opowiedzieć na głos tego, co działo się rano.
– Zatrzymałeś się – powiedział Peter.
Potter obrócił się gwałtownie, by zobaczyć Pettigrew stojącego w progu i opierającego się o framugę. Nie zauważył, kiedy ostatni z Huncwotów wszedł do pokoju.
– W jakim sensie? – zapytał Remus.
– Dosłownym. Po przemianie serce nie wytrzymało.
James przesuwał spojrzenie między dwoma przyjaciółmi, nie mając odwagi spojrzeć na Lupina. Podziwiał Petera, że potrafił tak neutralnie omówić o to, co się wydarzyło.
– Ściągnęliśmy Poppy i ona potraktowała cię zaklęciem respirującym. Wcześniej Rogacz cię reanimował – podjął Syriusz.
– Mogłem uszkodzić ci żebra – przyznał James.
Remus milczał, zakopany w ciepłej kołdrze. Wpatrywał się w sufit, a jego oczy błyszczały w ciemności.
– To nie wyszło poza ten dom – powiedział Syriusz, domyślając się, o co może martwić się Lupin. – Aczkolwiek Ami już pisała, co u ciebie i czy może wracać.
– Jutro – zadecydował Remus.
James wstał i przeszedł do kuchni. Sięgnął do swojej uzdrowicielskiej torby i wyjął kilka eliksirów. Zmieszał je ze sobą, starannie odmierzając proporcje, by nie doprowadzić do stworzenia mieszanki wybuchowej. Wrócił do pokoju i podał szklankę Remusowi, który w czasie jego nieobecności zdążył już usiąść.
– Wygląda tak, że ciężko się powstrzymać – mruknął Lupin, krytycznie przyglądając się ciemnozielonej cieczy.
– Nie marudź. Pij i kładź się, bo to powinno zwalić cię z nóg. O ile dobrze obliczyłem.
– A jeżeli źle?
– To i Poppy nie pomoże.
Remus zastanowił się chwilę, po czym wzruszył ramionami i wypił na raz całą wartość szklanki. Wyglądało na to, że James wszystko dobrze odmierzył, bo niemal od razu ułożył się i zasnął.
– Róbcie co chcecie, ale zajmuję piętro – rzucił Potter, wychodząc z pokoju. – Jakby coś się działo, to mnie obudźcie.
Żaden z jego przyjaciół nie odważył się zaprotestować. Syriusz przeszedł do drugiego pokoju i wyciągnął się na kanapie.
– Może powinniśmy napisać do Ami – zaproponował nieśmiało Peter. – Pewnie się bardzo denerwuje.
– Pamiętasz, co mówił Lunatyk. Jeżeli nie napisze sam, to nam nie wolno. Pete, to układ między nimi, nam nic do tego. Tak jak z Jimem i Lily – wszedłbyś w ich prywatne sprawy?
– No… nie. W sumie to nie.
– Otóż to – skwitował Syriusz i zasłonił ramieniem oczy. – Idź spać. Wszystkim nam należy się odpoczynek. Nie wiem, jak dla ciebie, ale dla mnie stanowczo za dużo się działo.
Peter nie odpowiedział. Odczekał, aż Black zaśnie, po czym wyszedł na ganek. Owiało go ciepłe, majowe powietrze. Drażniło go podejście przyjaciół, choć poniekąd ich rozumiał. Przez tyle lat chronili sekret Remusa, że teraz ciężko im było się przestawić. Ale Ami przecież nie była kimś postronnym. Była wręcz jedną z najbardziej zainteresowanych osób… Nie, nie jemu było decydować o tym, jakie były układy między Lupinami. Syriusz miał rację. Nawet jeżeli uważał, że coś powinno wyglądać inaczej, nie miał prawa wypowiadać się na ten temat.

1 komentarz:

  1. Wujek Syriusz jest cudowny! I cudowne jest to, że wpuszcza zagubionego Remusa pod swój dach! No i te placuszki! Tym bardziej przygnębiająca jest wizja tego, że niedługo ta przyjaźń zostanie poddana próbie, której no... nie przejdzie.
    Tknęło mnie jeszcze to, że Syriusz, który zawsze kreował się na niezależnego typa - no bo jak inaczej określić nastolatka, który porzuca wszystko, co związane z jego rodziną i zamierza żyć na własny rachunek. Ale pytanie brzmi czy faktycznie własny... Bo bez przyjaciół to chłopak by sobie nie poradził...

    Za to druga linia czasowa nieco przyćmiła pierwszą. Nie powiem, że było tam więcej emocji, ale działo się wszystko szybciej i nieco dramatyczniej... Cholerka! Ja już pominę niedoszły zgon, akcję ratunkową, całą sytuację po pełni. Gnębi mnie ciągle jedno... Co ten Peter ma do Ami?

    OdpowiedzUsuń