14 stycznia 2022

Rozdział 63

 

Marzec 1965

Rysunek, który powstał na podstawie zeznań Greybacka, był fantastyczny. Rey nie mógł się nadziwić, ile detali udało się zapamiętać mężczyźnie. Było tam wszystko, począwszy od kształtu oczu i nosa, kończąc na układzie blizn na skroni. To po prostu było…

– Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe – mruknął z niechęcią Rick. – To mi się kupy nie trzyma. Nagle cudownie wyskakuje nam świadek, który widział i wilka, i człowieka. Po tylu latach! Nie, Rey, nie kupuję tego.

– Nie wyrywaj mnie z tego pięknego stanu – warknął Reynard. – Jeszcze nie. Chcę wierzyć, że zaraz go dorwiemy i będziemy mieli spokój. Jeszcze przez chwilę. Masz wiadomość z Hogwartu?

Rick sięgnął po leżące na biurku papiery. Odsunął kilka z nich i wyjął kopertę ze szkolną pieczęcią. Złamał ją, po czym wyciągnął pergamin. Przebiegł wzrokiem po tekście. Oddał list Reyowi.

– Peter Buring był czarodziejem – rzucił grobowym tonem. – Pięciolatek…

– Bez szans. Nawet jeżeli nie zabiło go ugryzienie, nie dożyje do następnej pełni. Za młody jest.

– Są szanse. Niewielkie. Mikroskopijne, ale są.

Dwaj oficerowie odwrócili się gwałtownie, słysząc od progu głos Sebastiana. Starszy z braci Daviesów przeszedł przez gabinet. Sięgnął po portret pamięciowy i dobrze mu się przyjrzał. Między jego brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka.

– Wezmę to do Ala. Może w kartotekach aurorskich wypłynęła taka morda. Jednocześnie wyślijcie kopię do Hogwartu. Może któryś z profesorów będzie go kojarzył. Przejdźcie się po okolicznych wioskach, popytajcie mieszkańców. Jeżeli w ciągu dwóch tygodni nic nie znajdziemy, wezwijcie tego gościa na kolejne przesłuchanie. Niech powie więcej. Do nowiu musimy mieć nazwisko. Przed pełnią egzekucję. Polecenie Newta. Trzeba to skończyć.

Sebastian machnął różdżką nad portretem i powielił go. Rozdał kopie bratu i przyjacielowi. Ci poderwali się z miejsc i opuścili gabinet.

– Biorę Hogwart! – rzucił Rick.

Rey uśmiechnął się pod nosem. Był wdzięczny Daviesowi za tę drobną przysługę. On sam nadal nie odnajdował się w zamkowych korytarzach. Rzadko bywał w szkole, ale i tak zdążył się już czterokrotnie tam zgubić, gdy zdarzyło mu się iść tam samemu. Za każdym razem z niechęcią wkraczał w korytarze.

Gdy portret bezpieczne spoczywał już w rękach uroczej Fiony Abbott, Rey szybkim krokiem przeszedł do Atrium, skąd teleportował się do domu. Dopóki nie spłyną im informacje, nie miał już nic do roboty.

– O, dobrze, że już jesteś – powitała go żona. – Minnie zaprosiła nas na wieczór. Dawno u nich nie byliśmy.

– No tak, no tak. Daj mi chwilkę, zaraz przyjdę.

Zszedł do piwnicy i podszedł do swoich tablic. Powiódł wzrokiem po rysunkach przedstawiających wilkołaka, po zdjęciach jego ofiar. Uniósł drżącą rękę i przyczepił nową fotografię, tym razem mugolską. Następnie wziął leżącą obok kredę i uzupełnił listę:

Morgan Teaterthon, lat 35, wilkołak.

Alexander Patil, lat 14, zamordowany.

Theodor Rosewell, lat 49, zamordowany.

Jamie Schrimp, lat 8, zamordowany.

Graham Milstrode, lat 10, zamordowany.

Amanda Burke, lat 19, zaginiona.

Walter Dragonfly, lat 23, zamordowany.

Evelyne Bell, lat 20, zamordowana.

Jupiter Rowan, lat 10, zaginiony.

Peter Buring, lat 5, zaginiony.

– Prawdopodobnie nie żyje – mruknął pod nosem, ale nie dopisał tego. – Obyś rzeczywiście nie żył, dzieciaku. Tak by było dla ciebie lepiej.

Zamrugał kilkukrotnie, żeby odpędzić łzy, które nagle zaczęły cisnąć mu się do oczu. Patrzył na zdjęcie małego Petera Buringa, ale widział własnego syna.

Wyszedł z piwnicy najszybciej, jak potrafił. Znalazł Remusa i mocno go objął. Chłopiec, wyraźnie ucieszony tak niespodziewanym okazaniem uczuć, wtulił się w niego.

– Wszystko w porządku, Rey? – spytała Angie, uważnie przypatrując się zachowaniu męża. Widziała, że coś musiało się stać.

– Nie, ale… Nie chcę rozmawiać o pracy. Nie dzisiaj. Może niedługo będę miał dobre wieści.

Spróbował się uśmiechnąć, ale mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Miał złe przeczucia. Rick miał rację, to wszystko składało się zbyt idealnie. No nic, pozostało im tylko czekać na informacje i choć przez kilka dni nie myśleć o całej sprawie. Tylko czas mógł im teraz pomóc.

– Pięć minut i będę gotowy – zapewnił Angie.

Potargał włosy synka, pocałował żonę w policzek, po czym zamknął się w ich sypialni. Odetchnął i przypomniał sobie o jeszcze jednym członku ich rodziny. Sturgis. Mógł jedynie podejrzewać, ile wysiłku będzie ich kosztowało ściągnięcie chłopaka z poddasza i zabranie go na wizytę do Daviesów. Przecież nie mogli zostawić dziewięciolatka samego w domu!

O dziwo, nie było to takie trudne. Wystarczyło, że do rozmowy wmieszał się Remus, który złapał brata za rękę i poprosił go o towarzystwo.

Wylądowali pod domem Daviesów, gdy Minerwa wieszała nad werandą kosz z kwiatami. Pomachała do zbliżających się gości.

– Nie za zimno jeszcze na rośliny? – spytała Angie, cmokając przyjaciółkę w policzek. – Dopiero połowa marca.

– Założę zaklęcie ocieplające. Nic im nie będzie, a zrobi się bardziej kolorowo. Wejdźcie, faktycznie zimno dzisiaj. Lepiej, żeby chłopcy się nie zaziębili.

Rodzinny dom Daviesów, dom, w którym wychowali się Sebastian i Rick, dom, w którym wychował się ich ojciec, był niekształtnym budynkiem – z jednej strony piętrowym, z drugiej parterowym, z widocznymi dobudówkami. Rey pamiętał, że starszy z braci wspominał, że planuje przeprowadzić remont elewacji, żeby wszystko ujednolicić, ale zawsze coś mu wyskakiwało. Do ujednolicenia było sporo – poza samymi ścianami, ich kolorem i fakturą, należało wymienić też okiennice i pewnie też dach, który pokrywały przynamniej trzy rodzaje dachówek.

Mimo tego, jak budynek wyglądał z zewnątrz, wnętrze było schludne i całkiem przytulne. Przynajmniej odkąd zamieszkała tu Minerwa. Wcześniej, jak Rey dobrze pamiętał, było nieco inaczej, bardziej surowo. Na parapetach nie stały doniczki wypełnione roślinami, na ścianach wisiało mniej obrazów. Z drugiej strony plansze transmutacyjne, pojawiające się gdzieniegdzie, i rysunki Minerwy przyprawiały Reya o dreszcze.

Sebastian przywitał się szybko z dorosłymi gośćmi, by zaraz poświęcić całą uwagę dzieciom. Wyciągnął z szafki klocki i usiadł z chłopcami na podłodze.

Minerwa pokręciła głową z rozbawieniem, ale czule spoglądała na męża. Za to Rey nie mógł się nadziwić, że Sturgis, ten samotny, wyobcowany Sturgis, siedział obok Daviesa i tłumaczył bratu tajniki budowy wież z klocków.

– Jak twoja praca? – zagaiła Angie.

– Fantastycznie, chociaż… nerwowo się robi – przyznała Minerwa. – Muszę wyrobić się z zakończeniem projektu do sierpnia. Mówi się… To wciąż nieoficjalne, pamiętajcie. Profesor Dippet chce przejść na emeryturę. Dumbledore ma objąć dyrekturę w szkole. Musimy się wyrobić z moim tytułem, zanim będzie miał zbyt wiele obowiązków.

– Minnie, powiedz o najważniejszym – wtrącił Sebastian, odrywając się na chwilę od klocków. – Albo lepiej – pokaż.

Przez chwilę Minerwa chyba chciała sprawić wrażenie, że się opiera, choć widać było, że aż rozpiera ją energia, by pokazać nowe umiejętności. Wstała od stołu i przeszła na środek salonu, żeby mieć więcej miejsca. Odłożyła różdżkę w bezpieczne miejsce i… zniknęła. W miejscu, gdzie stała, pojawił się kot.

– Kiciuś! – Krzyk Remusa zakłócił ciszę. Chłopiec poderwał się, żeby przytulić kota, ale brat w porę go powstrzymał.

Minerwa szybko wróciła do właściwej postaci. Otrzepała skraj spódnicy i ponownie usiadła na krześle.

– Od wczoraj oficjalnie jestem animagiem – poinformowała z radosnym uśmiechem.

Sebastian, który akurat wstał, żeby się napić, przechodząc za żoną przytulił ją i pocałował w czubek głowy.

– Zdolna kicia – mruknął cicho słowa, najwyraźniej przeznaczone wyłączenia dla uszu Minerwy, która spłonęła rumieńcem. – No to, kochani, może wypijemy coś, żeby to uczcić?!

Sięgnął do szafki i wyjął z niej butelkę Ognistej Whisky i cztery szklaneczki. Postawił je na stole i rozlał alkohol.

– To co? Za nas? – zapytał i uśmiechnął się szeroko.

– Za następne razy w tym składzie – dodał Rey.

„Albo większym” dodał w myślach, widząc, jak Daviesowie wymieniają uśmiechy. Albo większym.

~ * ~

Marzec 1986

Remus wiedział, że nie jest sam, jeszcze zanim otworzył oczy. Merlinie, dlaczego? Nie dość, że było mu zimno (jak zawsze po przemianie), że było stanowczo za wcześnie na pobudkę, to jeszcze w jego sypialni znajdowała się jego córka. Doskonale słyszał, że siedziała przy szafce i układała mu na nowo książki. Z dwojga złego lepiej, że książki, niż materiały badawcze…

Chciał ponownie odpłynąć w sen, żeby zebrać jeszcze trochę sił, ale nic z tego nie wyszło. Nieludzkim wysiłkiem uniósł jedną powiekę i skierował wzrok na Rose. Uśmiechnął się pod nosem. Zawsze czuł ulgę, gdy widział ją po pełni całą i zdrową. Zawsze się bał, że wydarzy się coś niespodziewanego, że zabezpieczenia nie wytrzymają… chociaż przecież nie miał żadnych podstaw, by tak sądzić. W końcu zakładał je najlepszy możliwy specjalista – jego własny ojciec. Pod czujnym okiem Reya nigdy nie przydarzył mu się wypadek… nie licząc tego pierwszego, rzecz jasna.

– Fleurette, mogłabyś pójść do dziadka i poprosić go, żeby mi przyniósł eliksir? – spytał słabym głosem.

Dziewczynka zerwała się z podłogi, ale zamiast do drzwi, przybiegła do łóżka i mocno przytuliła ojca. Remus wzdrygnął się, gdy poczuł, jak mała rączka przesuwa się po jego zabandażowanym ramieniu. Wolałby, żeby Rose tego nie widziała. Żeby nie widziała JEGO w takim stanie.

– Wszystko gra, słonko – zapewnił ją. – To nic takiego.

Rose odsunęła się odrobinę tak, by mogła spojrzeć mu w oczy. Ponownie dotknęła bandaży. Między jej brwiami pojawiła się niewielka zmarszczka.

– Pan Wilk chyba był niegrzeczny, prawda?

Gdyby w tym momencie w pokoju pojawili się Merlin, Morgana i Voldemort, Remus nie mógłby być bardziej zdziwiony niż po usłyszeniu tych słów córki. W pierwszej chwili jej nie zrozumiał, nie chciał zrozumieć. Ale szybko dotarło do niego, że Rose wiedziała. Na Merlina, wiedziała! Skąd? Jak? Kto mógł z nią o tym rozmawiać za jego plecami? I… i wciąż tu była. Obok niego.

– Słucham? – wyksztusił z trudem przez ściśnięte gardło.

– Pan Wilk był niegrzeczny – powtórzyła Rose tonem, który sugerował, że to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Remus powoli skinął głową. Nic z tego nie rozumiał. Kompletnie nic. Skąd? Jak? „Pan Wilk”? Merlinie jedyny, skąd jej się to wzięło?

– Tak, można tak powiedzieć – podjął temat. Jeżeli zagra w jej grę, zacznie mówić jej językiem, może uda mu się dowiedzieć, ile Rose wie. I od kogo, do cholery, się dowiedziała! – Ale jesteś pewna, że to on?

W końcu nie raz i nie dwa zdarzało mu się wracać z zajęć mniej lub bardziej poharatanym. Magizoologia była daleka od bez urazowych dziedzin nauki.

– Tak, tak – potwierdziła Rose, energicznie kiwając głową. Wskazała na okno. – Był duży księżyc. Jak jest duży księżyc to znikasz. I pojawia się Pan Wilk. I dziadek nie śpi.

Remus zamrugał kilkukrotnie. Otworzył i zamknął usta, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Ona naprawdę wszystko wiedziała. No, może nie wszystko, ale na pewno więcej, o wiele więcej, niż on podejrzewał. Wilkołactwo, zależność od księżyca… Czy to Régi się wygadała? Nie, powiedziałaby mu.

– Kazałeś dziadka zawołać! – przypomniała sobie nagle Rose. Zeskoczyła z łóżka i pędem opuściła pokój, zostawiając kompletnie zszokowanego ojca.

Gdy Reynard wszedł na piętro, Remus siedział  już na łóżku, lekko tylko podpierając się o poduszki. Rey od razu podał mu fiolkę eliksiru wzmacniającego.

– Może prześpij się jeszcze – zaproponował. – Dopiero dziewiąta…

– Rozmawiałeś z Rose o tym, co się dzieje w czasie pełni? – wtrącił Remus. – O mnie.

– Nie. Oczywiście, że nie… Czemu pytasz?

Remus streścił ojcu rozmowę z Rose, jednocześnie próbując sobie ułożyć jej tok myślenia. I skąd miała te informacje? Ku jego zdziwieniu, Rey roześmiał się.

– Mądra ta nasza dziewczynka – stwierdził. – Chodzimy wokół niej na paluszkach, a ona wszystko sobie ułożyła.

– A co mam dalej jej powiedzieć? Nie chcę narobić większych szkód. Już raz palnąłem głupstwo i… co mam powiedzieć, tato? Ile? O przemianach? O tym bólu? O tym, że jestem potworem?

Zacisnął palce na krawędzi kołdry, próbując opanować drżenie dłoni. Nie był gotowy na tę rozmowę, nawet nie myślał o tym, że będzie musiał ją odbyć tak wcześnie. Szczególnie, że zobowiązał się do rozmówienia się z Valerie. To było dla niego za dużo.

– Nie musisz mówić wszystkiego – zaczął powoli Rey. – Skoro ma już swoją wersję rzeczywistości, wystarczy, że ją rozwiniemy. Nie musi od razu dowiadywać się wszystkiego, ona ma tylko pięć lat.

– Ja też miałem TYLKO pięć lat – wypalił Remus, zanim zdążył pomyśleć. Kolejne słowa już nie przeszły mu przez gardło: że to mama usiłowała mu tłumaczyć, co się z nim działo, a ojca przy tym nie było.

Rey zbladł.

Remus sklął się w myślach. Od lat, odkąd się dowiedział, co się wtedy wydarzyło, ze wszystkich sił starał się unikać tego tematu. Dla nich obu był równie bolesny.

– Nie chcę powiedzieć jej czegoś głupiego. I nie chcę, żeby kiedyś zarzuciła mi, że coś przed nią zataiłem. Nie chcę… nie chcę, żeby była bezbronna.

Głos mu się załamał i nie był już w stanie ukryć drżenia dłoni. Zacisnął powieki. Poczuł, jak materac się ugina, gdy Rey usiadł obok niego.

– Nie będzie. Ochronimy ją – obiecał mu ojciec. – Pójść po nią?

– Nie, pójdę do niej. Cholera… nie planowałem tego teraz robić.

– Cóż, potraktuj to jako wprawkę przed rozmową z Valerie.

Remus miał wrażenie, że krew mrozi mu się w żyłach. Tak, tylko tego potrzebował. Odsłonięcia się przed córką i kobietą, którą kochał w ciągu tygodnia. Merlinie jedyny, o takiego zrobił, że zasłużył sobie na coś takiego? Wolałby napisać do Régi, spotkać się z nią, poradzić, ale ona niedawno urodziła i musiała skupić się na własnym synku.

Wszedł do pokoju córki, która akurat leżała na podłodze i rysowała. Na widok ojca odłożyła kredki i uśmiechnęła się. Remus usiadł na dywanie obok niej. Nie za blisko. Chciał dać jej przestrzeń, żeby… sam nie wiedział. Zawsze czuł się dziwnie, gdy wprowadzał kogoś w szczegóły tego, czym był. Całe dzieciństwo słuchał od rodziców, że trzeba to zachować w sekrecie, że nikt postronny nie może wiedzieć. Gdy szedł do szkoły, to jego rodzice zaznajomili kadrę z jego sytuacją (choć podejrzewał, że Dumbledore i McGonagall wiedzieli wcześniej), ale Huncwotom musiał powiedzieć sam i był tym wtedy całkowicie przerażony.

– Wszystko gra, tatusiu?

– Tak, tak. Chcę, żebyś mi coś obiecała. Nigdy nie zbliżaj się do piwnicy, gdy mnie nie ma, dobrze?

Dziewczynka pokiwała energicznie głową.

– Chodzi o Pana Wilka? – spytała. Wstała i podbiegła do ojca, żeby go przytulić. – Kocham cię, tatusiu. Nie boję się.

Remus poczuł łzy pod powiekami. Objął córkę i pocałował w czoło.

– Wiem, Fleurette. Jesteś bardzo odważna. Ale nie chcę, żebyś… – urwał. Jak jej powiedzieć, że był dla niej śmiertelnie niebezpieczny? Nie mógł jej stracić. – To jest trudne, słonko. Ja cię znam, kocham cię, ale dla Pana Wilka jesteś obca. Mógłby zrobić coś złego, a ja nic nie mógłbym zrobić. Rozumiesz mnie?

Rose skinęła głową, ale Remus miał poważne wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście go zrozumiała. Prawdopodobnie nie, sam by nie zrozumiał na jej miejscu. Nie rozumiał, gdy był w jej wieku, chociaż spotkał wilkołaka i leczył się po pogryzieniu. Minęło ile? Dwa tygodnie od ataku? Może trzy? Teraz wiedział, że jego mama chciała upewnić się, że przeżyje te pierwszej newralgiczne tygodnie, w czasie których umiera większość zakażonych. Był praktycznie bez szans, więc mama chciała dać mu przeżyć ostatnie dni we względnym spokoju. Gdy minął nów, a on odzyskiwał siły, stało się jasne, że będzie żyć jako wilkołak i wtedy jego mama zaczęła niezręcznie opowiadać mu o ludziach zmieniających się w wilki, pełni księżyca, dziurach w pamięci… nic z tego nie rozumiał, a przynajmniej nie rozumiał, dopóki po raz pierwszy nie wzeszedł księżyc w pełni.

Na samo wspomnienie przebiegł go bolesny dreszcz.

– Fleurette, jeżeli spotkasz jakiegoś wilka, musisz uciekać. Najlepiej do dziadka, on ci pomoże. Jeżeli go nie będzie, masz się schować. To nie są żarty.

– Dlaczego Pan Wilk przychodzi? Nie przychodzi do dziadka. Ani do wujka Pierre’a. Tylko do ciebie.

– Bo kiedy byłem mały, nie uciekłem – powiedział po prostu. Nie chciał wdawać się w zbędne szczegóły, a na pewno nie zamierzał przedstawiać roli Reya w tym wszystkim. Jeżeli Rose miała być bezpieczna, musiała ufać dziadkowi. Podciągnął bluzkę, żeby odsłonić blizny po ugryzieniu. – Kiedy byłem dzieckiem spotkałem człowieka, który zmieniał się w wilka… wilkołaka. Gdy mnie ugryzł, zmienił mnie w kogoś takiego. Dlatego nie możesz się do mnie zbliżać. W czasie pełni. Dobrze?

Rose milczała. Wpatrywała się w swoje rączki, a między jej brwiami pojawiła się zmarszczka zdenerwowania. Była w tym momencie tak podobna do swojej matki… ale Ami od razu powiedziałaby, co o tym myśli. A Rosie nie mówiła nic.

Remus coraz bardziej się tym denerwował. Miał nadzieję, że nie powiedział jej za dużo lub za mało. Merlin jeden wiedział, co byłoby gorsze. Liczyło się wyłącznie bezpieczeństwo Rose, resztę mógł przeżyć. Jeżeli się od niego odwróci… Jeżeli uzna go za potwora… Jakoś to przeżyje. Nie miał pojęcia jak, ale jeżeli to sprawi, że małej nic się nie stanie, był na to gotowy.

W końcu Rose podniosła na niego spojrzenie. Jej oczy były boleśnie podobne do oczu Amelii.

– Ale wrócisz do mnie? – spytała, a ton jej głosu zaczął robić się nieco płaczliwy. – Pan Wilk cię nie zabierze?

– Ależ skąd. Zawsze wrócę, gdy księżyc zacznie się zmniejszać.

Niezmiernie mu ulżyło, widząc reakcję Rosie. Pozostało mu jedynie mieć nadzieję, że Valerie zareaguje podobnie.

3 komentarze:

  1. Remus poradził sobie bardzo dobrze. Rozmowa z dzieckiem na tak trudny temat nie mogłaby w moim mniemaniu wyglądać lepiej, niz ta, którą stworzyłaś. Rosie to dziecko, Remus jest jej najbliższy, to jemu ufa na 100%, więc w przeciwieństwie do Remmy'ego nie dziwi mnie, że się od niego nie odwróciła. Jeśli jako pięciolatka połączyła fakty, to musi pilnie obserwować to co się dzieje wokół niej. Może otwarte oczy na otoczenie są związane z brakiem mamy...
    Czekam nadal na ten rozdział, gdy Remus porozmawia z Valerie!

    Co do Fenrira - mam teorię, że rozpoczął swa grę z kontrolnymi specjalnie, by ich poznać z nazwiska, zagrać im na nosie i skrzywdzić ich bliskich. Jak wiadomo, niestety mu się to uda.

    Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci są niesamowicie spostrzegawcze, widzę to po mojej rodzinie.
      Fenrir zna naszych oficerów, od lat przecież bawi się z nimi w kotka i myszkę. A od czasu sprawy Bestii traktuje Reya jako wyzwanie. Ech, pociesza mnie jedynie myśl, że zgotowałam mu stosowny koniec.
      Również ściskam,
      Morri

      Usuń
  2. Wprowadzenie Fenrira jako świadka jest takim zaskoczeniem, że wolę się nie domyślać co to za złowieszczy plan. Poczekam, aż sytuacja się rozwiąże, bo kompletnie nie wiem w jaką stronę to pójdzie. Czy to będzie jakaś gierka, tak jak twierdzi Magda, czy może plot twist, którego nikt się nie spodziewa.
    Mam też dziwne uczucia czytając o Minerwie. Z jednej strony jest to niezwykle ciekawe i chcę więcej, ale z drugiej strony wiem, że nie skończy się to happy endem, że małżeństwo nie przetrwa, Davies pewnie zginie, albo stanie się coś równie potwornego, a Minnie wróci do panieńskiego nazwiska...
    Rozmowa Remusa i Rose skradła moje serce całkowicie! To było wspaniałe! Myślę, że dla małej trudniejsze będzie zrozumienie, jaki stosunek ma społeczeństwo do wilkołaków, niż to że Pan Wilk odwiedza tatę przy pełni księżyca...
    Również czekam na konfrontację z Valerie i mam wrażenie, że to już wkrótce nastąpi!!!
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń