Marzec 1965
Rysunek,
który powstał na podstawie zeznań Greybacka, był fantastyczny. Rey nie mógł się
nadziwić, ile detali udało się zapamiętać mężczyźnie. Było tam wszystko,
począwszy od kształtu oczu i nosa, kończąc na układzie blizn na skroni. To po
prostu było…
– Zbyt
piękne, by mogło być prawdziwe – mruknął z niechęcią Rick. – To mi się kupy nie
trzyma. Nagle cudownie wyskakuje nam świadek, który widział i wilka, i
człowieka. Po tylu latach! Nie, Rey, nie kupuję tego.
– Nie
wyrywaj mnie z tego pięknego stanu – warknął Reynard. – Jeszcze nie. Chcę
wierzyć, że zaraz go dorwiemy i będziemy mieli spokój. Jeszcze przez chwilę.
Masz wiadomość z Hogwartu?
Rick
sięgnął po leżące na biurku papiery. Odsunął kilka z nich i wyjął kopertę ze
szkolną pieczęcią. Złamał ją, po czym wyciągnął pergamin. Przebiegł wzrokiem po
tekście. Oddał list Reyowi.
– Peter
Buring był czarodziejem – rzucił grobowym tonem. – Pięciolatek…
– Bez
szans. Nawet jeżeli nie zabiło go ugryzienie, nie dożyje do następnej pełni. Za
młody jest.
– Są
szanse. Niewielkie. Mikroskopijne, ale są.
Dwaj
oficerowie odwrócili się gwałtownie, słysząc od progu głos Sebastiana. Starszy
z braci Daviesów przeszedł przez gabinet. Sięgnął po portret pamięciowy i
dobrze mu się przyjrzał. Między jego brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka.
– Wezmę
to do Ala. Może w kartotekach aurorskich wypłynęła taka morda. Jednocześnie
wyślijcie kopię do Hogwartu. Może któryś z profesorów będzie go kojarzył.
Przejdźcie się po okolicznych wioskach, popytajcie mieszkańców. Jeżeli w ciągu
dwóch tygodni nic nie znajdziemy, wezwijcie tego gościa na kolejne
przesłuchanie. Niech powie więcej. Do nowiu musimy mieć nazwisko. Przed pełnią
egzekucję. Polecenie Newta. Trzeba to skończyć.
Sebastian
machnął różdżką nad portretem i powielił go. Rozdał kopie bratu i
przyjacielowi. Ci poderwali się z miejsc i opuścili gabinet.
– Biorę
Hogwart! – rzucił Rick.
Rey
uśmiechnął się pod nosem. Był wdzięczny Daviesowi za tę drobną przysługę. On
sam nadal nie odnajdował się w zamkowych korytarzach. Rzadko bywał w szkole,
ale i tak zdążył się już czterokrotnie tam zgubić, gdy zdarzyło mu się iść tam
samemu. Za każdym razem z niechęcią wkraczał w korytarze.
Gdy
portret bezpieczne spoczywał już w rękach uroczej Fiony Abbott, Rey szybkim
krokiem przeszedł do Atrium, skąd teleportował się do domu. Dopóki nie spłyną
im informacje, nie miał już nic do roboty.
– O,
dobrze, że już jesteś – powitała go żona. – Minnie zaprosiła nas na wieczór.
Dawno u nich nie byliśmy.
– No
tak, no tak. Daj mi chwilkę, zaraz przyjdę.
Zszedł
do piwnicy i podszedł do swoich tablic. Powiódł wzrokiem po rysunkach
przedstawiających wilkołaka, po zdjęciach jego ofiar. Uniósł drżącą rękę i
przyczepił nową fotografię, tym razem mugolską. Następnie wziął leżącą obok
kredę i uzupełnił listę:
Morgan Teaterthon, lat 35, wilkołak.
Alexander Patil, lat 14, zamordowany.
Theodor Rosewell, lat 49, zamordowany.
Jamie Schrimp, lat 8, zamordowany.
Graham Milstrode, lat 10, zamordowany.
Amanda Burke, lat 19, zaginiona.
Walter Dragonfly, lat 23, zamordowany.
Evelyne Bell, lat 20, zamordowana.
Jupiter Rowan, lat 10, zaginiony.
Peter Buring, lat 5, zaginiony.
– Prawdopodobnie nie żyje – mruknął pod
nosem, ale nie dopisał tego. – Obyś rzeczywiście nie żył, dzieciaku. Tak by
było dla ciebie lepiej.
Zamrugał kilkukrotnie, żeby odpędzić łzy, które
nagle zaczęły cisnąć mu się do oczu. Patrzył na zdjęcie małego Petera Buringa,
ale widział własnego syna.
Wyszedł z piwnicy najszybciej, jak potrafił.
Znalazł Remusa i mocno go objął. Chłopiec, wyraźnie ucieszony tak
niespodziewanym okazaniem uczuć, wtulił się w niego.
– Wszystko w porządku, Rey? – spytała
Angie, uważnie przypatrując się zachowaniu męża. Widziała, że coś musiało się
stać.
– Nie, ale… Nie chcę rozmawiać o pracy.
Nie dzisiaj. Może niedługo będę miał dobre wieści.
Spróbował się uśmiechnąć, ale mięśnie odmówiły
mu posłuszeństwa. Miał złe przeczucia. Rick miał rację, to wszystko składało
się zbyt idealnie. No nic, pozostało im tylko czekać na informacje i choć przez
kilka dni nie myśleć o całej sprawie. Tylko czas mógł im teraz pomóc.
– Pięć minut i będę gotowy – zapewnił
Angie.
Potargał włosy synka, pocałował żonę w
policzek, po czym zamknął się w ich sypialni. Odetchnął i przypomniał sobie o
jeszcze jednym członku ich rodziny. Sturgis. Mógł jedynie podejrzewać, ile
wysiłku będzie ich kosztowało ściągnięcie chłopaka z poddasza i zabranie go na
wizytę do Daviesów. Przecież nie mogli zostawić dziewięciolatka samego w domu!
O dziwo, nie było to takie trudne. Wystarczyło,
że do rozmowy wmieszał się Remus, który złapał brata za rękę i poprosił go o
towarzystwo.
Wylądowali pod domem Daviesów, gdy Minerwa
wieszała nad werandą kosz z kwiatami. Pomachała do zbliżających się gości.
– Nie za zimno jeszcze na rośliny? –
spytała Angie, cmokając przyjaciółkę w policzek. – Dopiero połowa marca.
– Założę zaklęcie ocieplające. Nic im nie
będzie, a zrobi się bardziej kolorowo. Wejdźcie, faktycznie zimno dzisiaj.
Lepiej, żeby chłopcy się nie zaziębili.
Rodzinny dom Daviesów, dom, w którym wychowali
się Sebastian i Rick, dom, w którym wychował się ich ojciec, był niekształtnym
budynkiem – z jednej strony piętrowym, z drugiej parterowym, z widocznymi
dobudówkami. Rey pamiętał, że starszy z braci wspominał, że planuje
przeprowadzić remont elewacji, żeby wszystko ujednolicić, ale zawsze coś mu
wyskakiwało. Do ujednolicenia było sporo – poza samymi ścianami, ich kolorem i
fakturą, należało wymienić też okiennice i pewnie też dach, który pokrywały
przynamniej trzy rodzaje dachówek.
Mimo tego, jak budynek wyglądał z zewnątrz,
wnętrze było schludne i całkiem przytulne. Przynajmniej odkąd zamieszkała tu
Minerwa. Wcześniej, jak Rey dobrze pamiętał, było nieco inaczej, bardziej
surowo. Na parapetach nie stały doniczki wypełnione roślinami, na ścianach
wisiało mniej obrazów. Z drugiej strony plansze transmutacyjne, pojawiające się
gdzieniegdzie, i rysunki Minerwy przyprawiały Reya o dreszcze.
Sebastian przywitał się szybko z dorosłymi
gośćmi, by zaraz poświęcić całą uwagę dzieciom. Wyciągnął z szafki klocki i
usiadł z chłopcami na podłodze.
Minerwa pokręciła głową z rozbawieniem, ale
czule spoglądała na męża. Za to Rey nie mógł się nadziwić, że Sturgis, ten
samotny, wyobcowany Sturgis, siedział obok Daviesa i tłumaczył bratu tajniki
budowy wież z klocków.
– Jak twoja praca? – zagaiła Angie.
– Fantastycznie, chociaż… nerwowo się robi
– przyznała Minerwa. – Muszę wyrobić się z zakończeniem projektu do sierpnia.
Mówi się… To wciąż nieoficjalne, pamiętajcie. Profesor Dippet chce przejść na
emeryturę. Dumbledore ma objąć dyrekturę w szkole. Musimy się wyrobić z moim
tytułem, zanim będzie miał zbyt wiele obowiązków.
– Minnie, powiedz o najważniejszym – wtrącił
Sebastian, odrywając się na chwilę od klocków. – Albo lepiej – pokaż.
Przez chwilę Minerwa chyba chciała sprawić
wrażenie, że się opiera, choć widać było, że aż rozpiera ją energia, by pokazać
nowe umiejętności. Wstała od stołu i przeszła na środek salonu, żeby mieć
więcej miejsca. Odłożyła różdżkę w bezpieczne miejsce i… zniknęła. W miejscu,
gdzie stała, pojawił się kot.
– Kiciuś! – Krzyk Remusa zakłócił ciszę.
Chłopiec poderwał się, żeby przytulić kota, ale brat w porę go powstrzymał.
Minerwa szybko wróciła do właściwej postaci.
Otrzepała skraj spódnicy i ponownie usiadła na krześle.
– Od wczoraj oficjalnie jestem animagiem –
poinformowała z radosnym uśmiechem.
Sebastian, który akurat wstał, żeby się napić,
przechodząc za żoną przytulił ją i pocałował w czubek głowy.
– Zdolna kicia – mruknął cicho słowa, najwyraźniej przeznaczone
wyłączenia dla uszu Minerwy, która spłonęła rumieńcem. – No to, kochani, może
wypijemy coś, żeby to uczcić?!
Sięgnął do szafki i wyjął z niej butelkę
Ognistej Whisky i cztery szklaneczki. Postawił je na stole i rozlał alkohol.
– To co? Za nas? – zapytał i uśmiechnął się
szeroko.
– Za następne razy w tym składzie – dodał Rey.
„Albo większym” dodał w myślach, widząc, jak
Daviesowie wymieniają uśmiechy. Albo większym.
~ * ~
Marzec
1986
Remus wiedział, że nie jest sam, jeszcze zanim
otworzył oczy. Merlinie, dlaczego? Nie dość, że było mu zimno (jak zawsze po przemianie),
że było stanowczo za wcześnie na pobudkę, to jeszcze w jego sypialni znajdowała
się jego córka. Doskonale słyszał, że siedziała przy szafce i układała mu na
nowo książki. Z dwojga złego lepiej, że książki, niż materiały badawcze…
Chciał ponownie odpłynąć w sen, żeby zebrać
jeszcze trochę sił, ale nic z tego nie wyszło. Nieludzkim wysiłkiem uniósł
jedną powiekę i skierował wzrok na Rose. Uśmiechnął się pod nosem. Zawsze czuł
ulgę, gdy widział ją po pełni całą i zdrową. Zawsze się bał, że wydarzy się coś
niespodziewanego, że zabezpieczenia nie wytrzymają… chociaż przecież nie miał
żadnych podstaw, by tak sądzić. W końcu zakładał je najlepszy możliwy
specjalista – jego własny ojciec. Pod czujnym okiem Reya nigdy nie przydarzył
mu się wypadek… nie licząc tego pierwszego, rzecz jasna.
– Fleurette, mogłabyś pójść do dziadka i
poprosić go, żeby mi przyniósł eliksir? – spytał słabym głosem.
Dziewczynka zerwała się z podłogi, ale zamiast
do drzwi, przybiegła do łóżka i mocno przytuliła ojca. Remus wzdrygnął się, gdy
poczuł, jak mała rączka przesuwa się po jego zabandażowanym ramieniu. Wolałby,
żeby Rose tego nie widziała. Żeby nie widziała JEGO w takim stanie.
– Wszystko gra, słonko – zapewnił ją. – To nic
takiego.
Rose odsunęła się odrobinę tak, by mogła
spojrzeć mu w oczy. Ponownie dotknęła bandaży. Między jej brwiami pojawiła się
niewielka zmarszczka.
– Pan Wilk chyba był niegrzeczny, prawda?
Gdyby w tym momencie w pokoju pojawili się
Merlin, Morgana i Voldemort, Remus nie mógłby być bardziej zdziwiony niż po
usłyszeniu tych słów córki. W pierwszej chwili jej nie zrozumiał, nie chciał
zrozumieć. Ale szybko dotarło do niego, że Rose wiedziała. Na Merlina,
wiedziała! Skąd? Jak? Kto mógł z nią o tym rozmawiać za jego plecami? I… i
wciąż tu była. Obok niego.
– Słucham? – wyksztusił z trudem przez
ściśnięte gardło.
– Pan Wilk był niegrzeczny – powtórzyła Rose
tonem, który sugerował, że to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Remus powoli skinął głową. Nic z tego nie
rozumiał. Kompletnie nic. Skąd? Jak? „Pan Wilk”? Merlinie jedyny, skąd jej się
to wzięło?
– Tak, można tak powiedzieć – podjął temat.
Jeżeli zagra w jej grę, zacznie mówić jej językiem, może uda mu się dowiedzieć,
ile Rose wie. I od kogo, do cholery, się dowiedziała! – Ale jesteś pewna, że to
on?
W końcu nie raz i nie dwa zdarzało mu się
wracać z zajęć mniej lub bardziej poharatanym.
Magizoologia była daleka od bez urazowych
dziedzin nauki.
– Tak, tak – potwierdziła Rose, energicznie
kiwając głową. Wskazała na okno. – Był duży księżyc. Jak jest duży księżyc to
znikasz. I pojawia się Pan Wilk. I dziadek nie śpi.
Remus zamrugał kilkukrotnie. Otworzył i zamknął
usta, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Ona naprawdę wszystko wiedziała. No,
może nie wszystko, ale na pewno więcej, o wiele więcej, niż on
podejrzewał. Wilkołactwo, zależność od księżyca… Czy to Régi się wygadała? Nie,
powiedziałaby mu.
– Kazałeś dziadka zawołać! – przypomniała sobie
nagle Rose. Zeskoczyła z łóżka i pędem opuściła pokój, zostawiając kompletnie
zszokowanego ojca.
Gdy Reynard wszedł na piętro, Remus
siedział już na łóżku, lekko tylko
podpierając się o poduszki. Rey od razu podał mu fiolkę eliksiru
wzmacniającego.
– Może prześpij się jeszcze – zaproponował. –
Dopiero dziewiąta…
– Rozmawiałeś z Rose o tym, co się dzieje w
czasie pełni? – wtrącił Remus. – O mnie.
– Nie. Oczywiście, że nie… Czemu pytasz?
Remus streścił ojcu rozmowę z Rose,
jednocześnie próbując sobie ułożyć jej tok myślenia. I skąd miała te
informacje? Ku jego zdziwieniu, Rey roześmiał się.
– Mądra ta nasza dziewczynka – stwierdził.
– Chodzimy wokół niej na paluszkach, a ona wszystko sobie ułożyła.
– A co mam dalej jej powiedzieć? Nie chcę
narobić większych szkód. Już raz palnąłem głupstwo i… co mam powiedzieć, tato?
Ile? O przemianach? O tym bólu? O tym, że jestem potworem?
Zacisnął palce na krawędzi kołdry, próbując
opanować drżenie dłoni. Nie był gotowy na tę rozmowę, nawet nie myślał o tym,
że będzie musiał ją odbyć tak wcześnie. Szczególnie, że zobowiązał się do
rozmówienia się z Valerie. To było dla niego za dużo.
– Nie musisz mówić wszystkiego – zaczął powoli
Rey. – Skoro ma już swoją wersję rzeczywistości, wystarczy, że ją rozwiniemy.
Nie musi od razu dowiadywać się wszystkiego, ona ma tylko pięć lat.
– Ja też miałem TYLKO pięć lat – wypalił Remus,
zanim zdążył pomyśleć. Kolejne słowa już nie przeszły mu przez gardło: że to
mama usiłowała mu tłumaczyć, co się z nim działo, a ojca przy tym nie było.
Rey zbladł.
Remus sklął się w myślach. Od lat, odkąd się
dowiedział, co się wtedy wydarzyło, ze wszystkich sił starał się unikać tego
tematu. Dla nich obu był równie bolesny.
– Nie chcę powiedzieć jej czegoś głupiego. I
nie chcę, żeby kiedyś zarzuciła mi, że coś przed nią zataiłem. Nie chcę… nie
chcę, żeby była bezbronna.
Głos mu się załamał i nie był już w stanie
ukryć drżenia dłoni. Zacisnął powieki. Poczuł, jak materac się ugina, gdy Rey
usiadł obok niego.
– Nie będzie. Ochronimy ją – obiecał mu ojciec.
– Pójść po nią?
– Nie, pójdę do niej. Cholera… nie planowałem
tego teraz robić.
– Cóż, potraktuj to jako wprawkę przed rozmową
z Valerie.
Remus miał wrażenie, że krew mrozi mu się w
żyłach. Tak, tylko tego potrzebował. Odsłonięcia się przed córką i kobietą,
którą kochał w ciągu tygodnia. Merlinie jedyny, o takiego zrobił, że zasłużył
sobie na coś takiego? Wolałby napisać do Régi, spotkać się z nią, poradzić, ale
ona niedawno urodziła i musiała skupić się na własnym synku.
Wszedł do pokoju córki, która akurat leżała na
podłodze i rysowała. Na widok ojca odłożyła kredki i uśmiechnęła się. Remus
usiadł na dywanie obok niej. Nie za blisko. Chciał dać jej przestrzeń, żeby…
sam nie wiedział. Zawsze czuł się dziwnie, gdy wprowadzał kogoś w szczegóły
tego, czym był. Całe dzieciństwo słuchał od rodziców, że trzeba to zachować w
sekrecie, że nikt postronny nie może wiedzieć. Gdy szedł do szkoły, to jego
rodzice zaznajomili kadrę z jego sytuacją (choć podejrzewał, że Dumbledore i
McGonagall wiedzieli wcześniej), ale Huncwotom musiał powiedzieć sam i był tym
wtedy całkowicie przerażony.
– Wszystko gra, tatusiu?
– Tak, tak. Chcę, żebyś mi coś obiecała.
Nigdy nie zbliżaj się do piwnicy, gdy mnie nie ma, dobrze?
Dziewczynka pokiwała energicznie głową.
– Chodzi o Pana Wilka? – spytała. Wstała i
podbiegła do ojca, żeby go przytulić. – Kocham cię, tatusiu. Nie boję się.
Remus poczuł łzy pod powiekami. Objął córkę i
pocałował w czoło.
– Wiem, Fleurette. Jesteś bardzo odważna. Ale
nie chcę, żebyś… – urwał. Jak jej powiedzieć, że był dla niej śmiertelnie
niebezpieczny? Nie mógł jej stracić. – To jest trudne, słonko. Ja cię znam,
kocham cię, ale dla Pana Wilka jesteś obca. Mógłby zrobić coś złego, a ja nic
nie mógłbym zrobić. Rozumiesz mnie?
Rose skinęła głową, ale Remus miał poważne
wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście go zrozumiała. Prawdopodobnie nie, sam
by nie zrozumiał na jej miejscu. Nie rozumiał, gdy był w jej wieku, chociaż
spotkał wilkołaka i leczył się po pogryzieniu. Minęło ile? Dwa tygodnie od
ataku? Może trzy? Teraz wiedział, że jego mama chciała upewnić się, że przeżyje
te pierwszej newralgiczne tygodnie, w czasie których umiera większość zakażonych.
Był praktycznie bez szans, więc mama chciała dać mu przeżyć ostatnie dni we
względnym spokoju. Gdy minął nów, a on odzyskiwał siły, stało się jasne, że
będzie żyć jako wilkołak i wtedy jego mama zaczęła niezręcznie opowiadać mu o
ludziach zmieniających się w wilki, pełni księżyca, dziurach w pamięci… nic z
tego nie rozumiał, a przynajmniej nie rozumiał, dopóki po raz pierwszy nie wzeszedł
księżyc w pełni.
Na samo wspomnienie przebiegł go bolesny
dreszcz.
– Fleurette, jeżeli spotkasz jakiegoś wilka,
musisz uciekać. Najlepiej do dziadka, on ci pomoże. Jeżeli go nie będzie, masz
się schować. To nie są żarty.
– Dlaczego Pan Wilk przychodzi? Nie
przychodzi do dziadka. Ani do wujka Pierre’a. Tylko do ciebie.
– Bo kiedy byłem mały, nie uciekłem –
powiedział po prostu. Nie chciał wdawać się w zbędne szczegóły, a na pewno nie
zamierzał przedstawiać roli Reya w tym wszystkim. Jeżeli Rose miała być
bezpieczna, musiała ufać dziadkowi. Podciągnął bluzkę, żeby odsłonić blizny po
ugryzieniu. – Kiedy byłem dzieckiem spotkałem człowieka, który zmieniał się w
wilka… wilkołaka. Gdy mnie ugryzł, zmienił mnie w kogoś takiego. Dlatego nie
możesz się do mnie zbliżać. W czasie pełni. Dobrze?
Rose milczała. Wpatrywała się w swoje rączki, a
między jej brwiami pojawiła się zmarszczka zdenerwowania. Była w tym momencie
tak podobna do swojej matki… ale Ami od razu powiedziałaby, co o tym myśli. A
Rosie nie mówiła nic.
Remus coraz bardziej się tym denerwował. Miał
nadzieję, że nie powiedział jej za dużo lub za mało. Merlin jeden wiedział, co
byłoby gorsze. Liczyło się wyłącznie bezpieczeństwo Rose, resztę mógł przeżyć.
Jeżeli się od niego odwróci… Jeżeli uzna go za potwora… Jakoś to przeżyje. Nie
miał pojęcia jak, ale jeżeli to sprawi, że małej nic się nie stanie, był na to
gotowy.
W końcu Rose podniosła na niego spojrzenie. Jej
oczy były boleśnie podobne do oczu Amelii.
– Ale wrócisz do mnie? – spytała, a ton jej
głosu zaczął robić się nieco płaczliwy. – Pan Wilk cię nie zabierze?
– Ależ skąd. Zawsze wrócę, gdy księżyc zacznie
się zmniejszać.
Niezmiernie mu ulżyło, widząc reakcję Rosie.
Pozostało mu jedynie mieć nadzieję, że Valerie zareaguje podobnie.
Remus poradził sobie bardzo dobrze. Rozmowa z dzieckiem na tak trudny temat nie mogłaby w moim mniemaniu wyglądać lepiej, niz ta, którą stworzyłaś. Rosie to dziecko, Remus jest jej najbliższy, to jemu ufa na 100%, więc w przeciwieństwie do Remmy'ego nie dziwi mnie, że się od niego nie odwróciła. Jeśli jako pięciolatka połączyła fakty, to musi pilnie obserwować to co się dzieje wokół niej. Może otwarte oczy na otoczenie są związane z brakiem mamy...
OdpowiedzUsuńCzekam nadal na ten rozdział, gdy Remus porozmawia z Valerie!
Co do Fenrira - mam teorię, że rozpoczął swa grę z kontrolnymi specjalnie, by ich poznać z nazwiska, zagrać im na nosie i skrzywdzić ich bliskich. Jak wiadomo, niestety mu się to uda.
Ściskam mocno!
Dzieci są niesamowicie spostrzegawcze, widzę to po mojej rodzinie.
UsuńFenrir zna naszych oficerów, od lat przecież bawi się z nimi w kotka i myszkę. A od czasu sprawy Bestii traktuje Reya jako wyzwanie. Ech, pociesza mnie jedynie myśl, że zgotowałam mu stosowny koniec.
Również ściskam,
Morri
Wprowadzenie Fenrira jako świadka jest takim zaskoczeniem, że wolę się nie domyślać co to za złowieszczy plan. Poczekam, aż sytuacja się rozwiąże, bo kompletnie nie wiem w jaką stronę to pójdzie. Czy to będzie jakaś gierka, tak jak twierdzi Magda, czy może plot twist, którego nikt się nie spodziewa.
OdpowiedzUsuńMam też dziwne uczucia czytając o Minerwie. Z jednej strony jest to niezwykle ciekawe i chcę więcej, ale z drugiej strony wiem, że nie skończy się to happy endem, że małżeństwo nie przetrwa, Davies pewnie zginie, albo stanie się coś równie potwornego, a Minnie wróci do panieńskiego nazwiska...
Rozmowa Remusa i Rose skradła moje serce całkowicie! To było wspaniałe! Myślę, że dla małej trudniejsze będzie zrozumienie, jaki stosunek ma społeczeństwo do wilkołaków, niż to że Pan Wilk odwiedza tatę przy pełni księżyca...
Również czekam na konfrontację z Valerie i mam wrażenie, że to już wkrótce nastąpi!!!
Uściski!